Zauważyłam ostatnio, że często kiedy rozmawiam z kimś na temat diety SCD pojawia się obawa lub pytanie dotyczące kosztów diety.
Zupełnie mnie to nie dziwi, gdyż zdaję sobie sprawę, że macie obawy, a przeglądając przepisy jakie pojawiają się tu ostatnio, można dojść do wniosku, że to dieta dla wybranych, tych żyjących lekko, z wypchanymi portfelami.
Postanowiłam bliżej przyjrzeć się tej sprawie. Patrząc na swój budżet domowy nie zauważyłam żadnej specjalnej różnicy w wydatkach na żywność odkąd powróciliśmy do diety w marcu.
My, jako czteroosobowa rodzina, jesteśmy na diecie wszyscy. Oczywiście pod nieobecność Kacperka to i owo wpadnie spoza diety, jednak do czasu jego powrotu do domu, wszystko zakazane musi z niego zniknąć. Taką przyjęliśmy zasadę.
Po pierwsze, łatwiej mi gotować jeden rodzaj obiadów dla wszystkich, a po drugie i chyba najważniejsze, nie chcę czynić różnicy między moimi dziećmi i faworyzować jedno kosztem drugiego.
Kamilek dobrze wie, że w naszym domu takie słowa jak nutella, czekolada, drożdżówka, Mc Donald's i tym podobne nie istnieją.
Kilka lat wcześniej, gdy stosowaliśmy dietę po raz pierwszy, był na niej tylko Kacper. Kamil był jeszcze w pieluchach, a my potrafiliśmy kombinować przy dwójce małych dzieci.
Ja nie pracuję. Poświęciłam się opiece nad Kacperkiem i dowozom go do szkoły oddalonej o 20 km o różnych porach dnia, terapiom oraz ....tak, właśnie....gotowaniu.
Tu muszę przyznać, że dieta wymaga ciągłego gotowania. Nie kupimy gotowych produktów w sklepach. Wszystko trzeba zrobić samemu. Jest przez to dużo zdrowiej - eliminujemy prawie całą chemię z żywności.
Bywa jednak, że starcza czasu na rodzinne wycieczki;)
Ja się śmieję, że moim następnym zakupem będzie obrotowe krzesło na kółkach do kuchni, bo co wieczór już nóg nie czuję od ciągłego stania przy garach. Tak to niestety wygląda. Mam dni załamki, ale wiem że robię to dla zdrowia Kacperka i wierzę w to, że na ten świat nie przyszliśmy po to, aby przeżyć życie łatwo, lekko i przyjemnie, ale żeby dać świadectwo i ciągle wzrastać ku lepszemu.
Są okresy, że wpadam w wir gotowania, prawdziwą pasję i wtedy robię taki maraton, że potem dwa, trzy dni odpoczywam. Da się przyzwyczaić. Nie jest tak źle;)
No, ale mieliśmy rozmawiać o kosztach diety.
Pomyślcie: Na SCD nie wolno wydać Wam pieniędzy na żadne mąki, cukier, kakao, kasze, ryże, makarony, słodycze, lody, pieczywo, ziemniaki, wędliny, margaryny, przetwory kupne, soki, napoje, piwo, gumy, garmażerkę, praktycznie na żaden produkt gotowy. Przestajecie kupować jedzenie w budkach na mieście, w restauracjach, zamawiać pizzę czy kurczaki przez telefon czy popcorn w kinie. Pomyślcie sobie, ile miesięcznie na to wszystko idzie pieniędzy.
Ten koszt odpada.
Dieta SCD podzielona jest na 6 etapów. Na pierwszych trzech jecie produkty, które kosztują bardzo niewiele. Jajka, kurczak, marchewka, fasolka szparagowa, jabłko, gruszka, banan plus kilka innych równie tanich produktów. Z pewnością na takim menu pozostajecie 2-3 miesiące.
Kiedy ten okres dobiega końca, macie już jasny obraz sytuacji, czy dieta w Waszym przypadku działa czy nie. To, w zasadzie, można już określić po jednym miesiącu fanatycznej dokładności w przestrzeganiu reguł diety.
Dlaczego masz nie dać swojemu dziecku tej szansy? Czy spojrzysz sobie w oczy i zaśniesz spokojnie wiedząc, że właśnie czytasz o czymś, co może odmienić życie Twojego dziecka, ale Ty nie podjęłaś tej próby z wygody lub ze strachu?
Czy myślisz, że traciłabym czas na pisanie bloga ślęcząc godzinami nad jego redagowaniem, gdybym nie wierzyła w to, o czym piszę? Gdybym nie miała w sobie misji odmieniania życia kolejnych chorych dzieci?
Ja nie jestem doskonała. Piotrek przekonywaŁ mnie kilka miesięcy, że powinniśmy wprowadzić SCD u Kacperka.
Zapierałam się. Bałam się tego, że nie będę wiedziała co dać mu jeść. Bałam się, że popełnię błędy, których na tej diecie popełniać nie wolno, bo rujnują włożony wysiłek. Nie miałam nikogo, kto by mną pokierował, dał wskazówki. Musiałam szukać i uczyć się diety na własną rękę. Nie było stron czy blogów, które ułatwiłyby mi to zadanie. Bałam się, że w szkole nie potraktują mnie poważnie i nie upilnują Kacperka przed jedzeniem ze stołówki.
Znalazłam w sobie tą siłę, bo nie ma na tym świecie dla mnie nic ważniejszego, niż dobro moich dzieci. Autyzm to taka choroba, że czym dziecko starsze to tym mniej można zrobić, aby mu pomóc. Zegar tykał. Nie chciałam tracić ani chwili więcej czasu i zaczęłam w przypływie emocji, z marszu, zupełnie nie przygotowana.
Jeżeli chcecie potwierdzenia tych słów, to wystarczy zajrzeć na początek bloga. Trzeci dzień na diecie to była Wigilia. Nikt planowo nie zaczyna diety w przeddzień największej w roku roboty w kuchni i myślenia o Świętach.
Udało się:) Początek jest o tyle łatwy, że mamy z góry narzucone, jakie jedzenie możemy podać. Gotujemy gar rosołu i przez pierwsze 2-5 dni bazujemy na nim i na jajkach. Zajrzyjcie do
etapu intro po dokładne wskazówki na ten czas.
Przypadek sprawił, że krótko przed rozpoczęciem diety Kacperek miał robioną biopsję jelit z gastroskopią i kolonoskopią w narkozie i w ramach przygotowań do tego zabiegu przez trzy dni poprzedzające, mógł wyłącznie pić płyn elektrolitowy, a w dniu zabiegu musiał być kompletnie na czczo.
Wyobraźcie sobie, że to były trzy najlepsze dni od początku choroby. Kacper był bystry, obecny, współpracujący, reagujący trafnie i szybko. Kiedy powiedziałam o tym naszemu gastrologowi Dr Krigsmanowi, tylko się uśmiechnął i powiedział:
" Proszę Pani, objawy autyzmu biorą się z jedzenia. Gdyby Kacper był moim dzieckiem, to przykułbym go do kaloryfera gdyby sytuacja tego wymagała i przez dwa lata karmił wyłącznie pozajelitowo kroplówką. Gwarantuję Pani, że przy wyeliminowaniu zatruwania mózgu i całego ciała źle trawionym jedzeniem, dziecko po czasie dochodzi do siebie. Kacperkowi jednak tego zrobić nie mogę, bo prawo tego kraju zabrania takich praktyk. "
Te słowa bardzo dały mi do myślenia i myślę, że były głównym impulsem do rozpoczęcia diety.
No właśnie...
***
Wracając jednak do pieniędzy. Większe koszty diety pojawiają się, gdy w etapie drugim zaczynają być wprowadzane masła orzechowe, a w etapie trzecim mąki orzechowe. Potem nasiona i owoce suszone, na koniec fasole. Weźcie jednak pod uwagę, z jak dużych kosztów zeszliśmy przestając kupować zwykłe jedzenie. Myślę, że wychodzimy w tej sprawie na zero.
Jednocześnie nie mogę nie zwrócić tu uwagi na fakt, że kuchnia, musi być w przypadku SCD dobrze wyposażona. Jeżeli więc taka nie jest, to rzeczywiście z tym będzie wiązał się niemały koszt. Co jest nam potrzebne?
- zamrażarka - cudownie byłoby, gdybyśmy mieli dużą zamrażarkę, niesamowicie ułatwia pracę, gdyż robiąc wszystko w podwójnych ilościach oszczędzamy sobie kawał czasu i pracy
- blender kielichowy
- blender ręczny
- malakser
- robot kuchenny
- sokowirówka
- jogurtownica lub przy jej braku możemy do robienia jogurtu użyć piekarnika (nowszego typu), poduszki elektrycznej lub wysokiej szczelności termosu
- termometr do żywności
- młynek do kawy (będziemy w nim mielić orzechy na mąkę, oczywiście można kupować gotowe mąki, ale wychodzi to dużo drożej)
- dehydrator lub suszarka do grzybów (bardzo przydatna do robienia chipsów lub przypraw), na allegro widziałam suszarki poniżej 100 zł.
- obieraczka do warzyw
- filtry do kawy
- gęsto tkana ściereczka
- brytfanny, garnki, patelnie, sitka itp
Z wyżej wymienionych rzeczy, niezbędnym minimum będzie któryś z blenderów, malakser, coś do robienia jogurtu, i młynek do kawy. Nie wszystkie z tych rzeczy potrzebne są też od razu.
Powinnam była jeszcze napisać o tym, że dieta leczy sama w sobie. Pozwala przestać brać drogie leki, zastępuje je. To też wpływa na obniżenie kosztów. Oczywiście nikogo nie namawiam, aby przestał słuchać lekarza i odstawił lekarstwa. Jeżeli poczytacie tego bloga dokładniej, zrozumiecie moje stanowisko w tej sprawie.
Leki mają w większości przypadków w składzie wśród substancji nieaktywnych takie produkty, które niweczą działanie diety. Elaine Gottschall, prekursorka diety wyraźnie podkreślała, że tego typu leków nie można przestać brać z dnia na dzień, wycofywać je można wyłącznie stopniowo i pod kontrolą lekarza. Czasem są też niezbędne, bo stan jest tak poważny. Zapewniam jednak, że dieta leczy i w biegiem czasu wyleczy przy dokładnym przestrzeganiu jej zasad. W sprawie konkretnych przypadków zapytajcie, postaram się pomóc.
***
Przemyślcie sobie ten temat. Dieta SCD nie pomaga wszystkim dzieciom z autyzmem. Pomaga jednak bardzo wielu. Dajcie sobie trzy miesiące czasu. Prawdopodobnie po tym czasie nie będziecie już chcieli wrócić do starego sposobu odżywiania. Gdybyście nie widzieli jednak żadnej różnicy w zachowaniach dziecka, to z czystym sumieniem dietę przerwiecie, bo będziecie mieli już pewność, że to nie droga dla Was.
Trzy miesiące. Potraficie tyle zrobić dla swojego dziecka?