Popijam Margaritkę i tak sobie myślę, że mocno się mój blog zakurzył. Znowu moją uwagę przyciągnęły inne sprawy, których istnienie przemilczę tutaj. Zupełnie nie na temat.
Skończyły się wakacje. Dzięki Bogu. Jeszcze w jednym z ostatnich postów pisałam przecież, że mam dużą pobłażliwość dla tego co wyprawiają moje dzieci i wszystkiemu przyglądam się z cierpliwością.
Już nie.
Mam duży żal do siebie, że już nie. Trzy tygodnie potrafiły sprawić, że z opanowanej matki przeistoczyłam się w wybuchającą o byle co jędzę.
Kamilek wszedł w okres,w którym zaczął odczuwać złość. Jeszcze nie potrafi sobie poradzić z tym uczuciem. Efekt jest taki, że średnio co minutę wybucha wrzaskiem, tupaniem nogami, kładzeniem się na ziemi i ogólnie wyciem. Do tego wszystkiego ciągle bije Kacperka. Kacperek się nie broni, tylko płacze.
Wytrzymuję co najwyżej do południa. Potem przestaję nad sobą panować. Wieczorem, gdy Piotrek wraca z pracy, ubieram się i wychodzę z domu. Idę gdziekolwiek, plączę się po mieście, aż nie odzyskam równowagi.
No...tak było przez trzy tygodnie. Teraz już zaczęła się szkoła i znowu się uspokajam. Ślad jednak pozostał. Wystarczy byle co, krótkie wycie jednego czy drugiego, a mi już puszczają nerwy.
Bardzo się za to nie lubię. Muszę opracować sobie jakąś metodę na powrót do dawnej siebie. Macie jakieś rady?
***
Kacperek jest znowu gorszy. Nie wiem czy stracił ponownie wszystkie zainteresowania, czy po prostu znudził się rysowaniem i książeczkami. Bawi się już mniej. Więcej leży na łóżku i skacze po nim. Na szczęście jest grzeczny. Jak pisałam wyżej płacze tylko gdy Kamilek go bije. Słabo rozumie, nie ma czym się chwalić...
Byliśmy na chrzcinach gdzie w tej samej sali odbywało się czyjeś wesele. Zachowywał się tam jak normalne, zdrowe dziecko. Miło było popatrzeć.
Kochane są te nasze bączki. Muszę tylko mieć możliwość popatrzeć na to trochę z dystansu. Gdzieś wyjść bez nich. W poniedziałek idę na koncert Celine Dion. SAMA. Zupełnie przypadkowo się trafiło, bo znajomi zadzwonili, ze maja jeden wolny bilet i Piotrek zaproponował abym poszła. Nie jestem jakąś specjalną fanką tej pani, ale nigdy nie byłam na koncercie z prawdziwego zdarzenia więc chętnie zobaczę.
Skończyły się wakacje. Dzięki Bogu. Jeszcze w jednym z ostatnich postów pisałam przecież, że mam dużą pobłażliwość dla tego co wyprawiają moje dzieci i wszystkiemu przyglądam się z cierpliwością.
Już nie.
Mam duży żal do siebie, że już nie. Trzy tygodnie potrafiły sprawić, że z opanowanej matki przeistoczyłam się w wybuchającą o byle co jędzę.
Kamilek wszedł w okres,w którym zaczął odczuwać złość. Jeszcze nie potrafi sobie poradzić z tym uczuciem. Efekt jest taki, że średnio co minutę wybucha wrzaskiem, tupaniem nogami, kładzeniem się na ziemi i ogólnie wyciem. Do tego wszystkiego ciągle bije Kacperka. Kacperek się nie broni, tylko płacze.
Wytrzymuję co najwyżej do południa. Potem przestaję nad sobą panować. Wieczorem, gdy Piotrek wraca z pracy, ubieram się i wychodzę z domu. Idę gdziekolwiek, plączę się po mieście, aż nie odzyskam równowagi.
No...tak było przez trzy tygodnie. Teraz już zaczęła się szkoła i znowu się uspokajam. Ślad jednak pozostał. Wystarczy byle co, krótkie wycie jednego czy drugiego, a mi już puszczają nerwy.
Bardzo się za to nie lubię. Muszę opracować sobie jakąś metodę na powrót do dawnej siebie. Macie jakieś rady?
***
Kacperek jest znowu gorszy. Nie wiem czy stracił ponownie wszystkie zainteresowania, czy po prostu znudził się rysowaniem i książeczkami. Bawi się już mniej. Więcej leży na łóżku i skacze po nim. Na szczęście jest grzeczny. Jak pisałam wyżej płacze tylko gdy Kamilek go bije. Słabo rozumie, nie ma czym się chwalić...
Byliśmy na chrzcinach gdzie w tej samej sali odbywało się czyjeś wesele. Zachowywał się tam jak normalne, zdrowe dziecko. Miło było popatrzeć.
Kochane są te nasze bączki. Muszę tylko mieć możliwość popatrzeć na to trochę z dystansu. Gdzieś wyjść bez nich. W poniedziałek idę na koncert Celine Dion. SAMA. Zupełnie przypadkowo się trafiło, bo znajomi zadzwonili, ze maja jeden wolny bilet i Piotrek zaproponował abym poszła. Nie jestem jakąś specjalną fanką tej pani, ale nigdy nie byłam na koncercie z prawdziwego zdarzenia więc chętnie zobaczę.
Fajnie ze juz wrocilas.
OdpowiedzUsuńJa niestety tez wraz ze wskazowkami zegara przemieniam sie w jedze. Mysle, ze nie masz siebie za co winic.
Jak z tym walczyc? ja chodze na silownie .. niewiele to jednak pomaga :-)
Bondi