sobota, 31 maja 2014

...

Znalazłam  to dzisiaj na Facebooku. Od Barry Neil Kaufman. Tłumaczę z angielskiego i pozostawiam bez komentarza.




WYTRWAŁOŚĆ ...  PO 42 POSIŁKACH ZACZĄŁ GRYŹĆ

Co gdybyśmy przestali próbować po 40 tym?

Nasz syn, Raun, który był zdiagnozowany jako głęboko autystyczny, nie był w stanie jeść stałych pokarmów. Zdecydowaliśmy, że będziemy go uczyć jak gryźć. Na początku pracowaliśmy nad kontaktem wzrokowym, żeby mógł patrzeć jak my wkładamy jedzenie do ust i gryziemy je do przesady, a następnie połykamy. Włożyliśmy mu do buzi kawałek jedzenia, które było stałe, jednak miękkie, lecz on tylko trzymał je w swoich ustach, gdzie leżało jakiś czas, poczym samo wypadało. Mówiliśmy do niego z miłością, pełni zachęty gdy poruszaliśmy jego szczękę naszymi rękoma, otwierając i zamykając dolną część. Wymienialiśmy się nawzajem, ćwiczyliśmy przy każdym posiłku. Od czasu do czasu mogliśmy poczuć, że mięśnie jego ust pracują. Zajęło  CZTERDZIEŚCI DWA POSIŁKI - 42! zanim zauważyliśmy znaczący postęp. W końcu zaczał gryźć. Hurraa!


piątek, 30 maja 2014

Zupa pachnąca Italią

To przepis na dużą ilość zupy. Wychodzi ponad 4 litry, więc jeżeli to zbyt dużo dla Was zmniejszcie wszystko o połowę. 

SCD ZUPA PACHNĄCA ITALIĄ (etap 3, lecz jeżeli bez cebuli to  etap 2)

  • 4 czerwone papryki
  • 10 pomidorów bez skórki
  • 1000 ml SCD przecieru z pomidorów z Auchan takiego jak tutaj (klik!) lub 2 litry odparowanego soku z pomidorów Tymbark lub Fortuna, tych w których składzie jest tylko sól i pomidory)
  • 2 duże cebule
  • 2 ząbki czosnku
  • oliwa z oliwek
  • 1 pęczek świeżej bazylii
  • 2 litry wywaru SCD (dowolny wywar spełniający wymogi SCD czyli z mięsa, warzyw i soli lub rosół SCD (klik!)
  • sól, pieprz, 
  • łyżka suszonego cząbru
  • łyżeczka suszonej bazylii
  • miód do smaku
  • opcjonalnie mleko kokosowe do zabielenia


Pokrojone pomidory i paprykę pieczemy w oddzielnych naczyniach w 200 C przez 30 minut.  Na patelni rozgrzewamy oliwę. Podsmażamy pokrojoną cebulę do zarumienienia, pod koniec wrzucamy pokrojony czosnek i podsmażamy jeszcze minutę. Z upieczonej papryki ściągamy skórkę. Pomidory przecieramy przez sito, aby pozbyć się pestek.



Wszystkie składniki wsadzamy do dużego garnka i zalewamy wywarem. 



Gotujemy 30-40 minut, po czym lekko przestudzone blendujemy na gładki krem.


Zupa przepięknie pachnie, a będzie tym lepsza im bardziej dojrzałych pomidorów użyjemy. Także proponuję robić ją głównie w sezonie, który przed nami, a zimą przerzucić się na inne zupy. Nam tak smakuje, że kiedy sezon pomidorowy będzie w pełni, planuję ugotować wiele litrów tej zupy i zamrozić na zimę. 

Zupę można zabielić mlekiem migdałowym - przepis tutaj , lub kokosowym. Jeżeli wciąż jesteście na 2 etapie diety to musicie wziąć poprawkę na czas gotowania zupy. Być może, taki jak podałam wystarczy, ale może się okazać, że wciąż nie tolerujecie niczego gotowanego krócej niż 4 godziny. W takim wypadku pozostawcie zupę na minimalnej mocy, tak żeby leciutko pyrkała i odliczajcie 4 godziny. Nie zaszkodzi to smakowi, a jeśli nie będzie się mocno gotować to prawie jej nie ubędzie. 

A tutaj możecie obejrzeć film:  



środa, 28 maja 2014

Dzieci, które nie chcą jeść...

Problem wybiórczego jedzenia lub co gorzej, policzonej na palcach jednej ręki ilości pokarmów, które dziecko akceptuje, dotyczy wielu rodzin. Sprawa nabiera jednak  szczególnej wagi w przypadku, jeżeli mamy do czynienia z dzieckiem autystycznym.



Każdy kto wychowywał dziecko lub spotyka się  z dziećmi na codzień wie, że rzadko zdarza się maluch, który jest chętny do próbowania wszystkiego, otwarty na nowe smaki. Jeżeli spotkaliście lub macie takie dziecko to życie jest prostsze, czas posiłków milszy i ogólnie napotykacie w tej sprawie niewiele stresu.

To szczęście spotyka jednak niewielu rodziców. Zdecydowana większość powie, że ich maluch je słabo, bardzo słabo, lub owszem je, ale tylko to co sam akceptuje (i nie będę w błędzie jeżeli powiem, że menu takiego dziecka składa się głównie z fast food, białego pieczywa i mąki, kluchów, parówek, makaronu, słodyczy, lodów, ewentualnie słodkich serków danio i odrobiny mięska, bananów, żywności koloryzowanej i słodzonej).

W przypadku dzieci z autyzmem bywa jeszcze gorzej. Mam koleżankę której synek toleruje wyłącznie frytki, kotlety mielone, gdzie w składzie jest tylko mięso, jajko i trochę soli, wodę z sokiem malinowym z jednej firmy i jednego kurczaka z budki z żarciem chińskim pod ich domem. Absolutnie nic innego nie wchodzi w grę. Koleżanka próbowała wszelkich sposobów. Dziecko jest tak wyczulone że wykryje "mikroskopijne" ilości zmielonych warzyw w kotlecie i natychmiast odmówi. Odżywia się w ten sposób już dobrych kilka lat i wygląda na to, że nic w najbliższym czasie się nie zmieni.

Czytałam o jeszcze bardziej skrajnych przypadkach dzieci autystycznych. Problem jest wtedy już bardzo poważny, wręcz zagrażający życiu.

Z dziećmi zdrowymi sytuacja, pomimo całej swej udręki, jest relatywnie prostsza. Mamy mówią, że przegłodzenie nic nie pomaga, ale gdyby to przegłodzenie było  prawdziwe (weźmy na to, na szczęście dziś hipotetyczne, czasy głodu i wojny) to zdrowe dziecko zje wszystko, żeby zaspokoić coraz bardziej drastyczne uczucie głodu.

W autyźmie już tak nie jest. Niektóre dzieci mają do tego stopnia wstręt do jedzenia, że gdyby nie obecnie zaawansowana pomoc medyczna, pewnie niektóre zagłodziłyby się na śmierć. Uczucie narastającego głodu nie popycha niektórych z nich  do zaspokojenia tej potrzeby czymś czego nie akceptują.

Żeby to zrozumieć trzeba się przyjrzeć kilku czynnikom jakie mają na to wpływ. Autyzm jest chorobą, która zaburza normalne funkcjonowanie zmysłów. Dzieci z autyzmem inaczej słyszą (nie koncentrują się na jednym dominującym dźwięku w otoczeniu, ale wszystko słyszą równolegle - dlatego trudno im się skupić), inaczej widzą - Raun Kaufman współtwórca programu Son Rise Program, który jako dziecko był głęboko autystyczny, a jako dorosły jest w pełni funkcjonujący  i neurotypowy, tak opisuje swoje wspomnienia na temat widzenia i słyszenia: " Kiedy byłem mały, widziałem i słyszałem wszystko inaczej. Badania słuchu wykazywały u mnie głuchotę, choć mogły wykryć mimowolne drgania powiek i skóry w reakcji na dźwięki. W tym samym okresie potrafiłem naśladować piosenkę, którą słyszałem w telewizji w oddalonym pokoju. Pamiętam również, że niekiedy widziałem rzeczy w inny sposób i to dotykało mnie wciąż jeszcze kilka lat po wyjściu z autyzmu, a dopiero z czasem zanikło całkowicie. Na przykład, czasami gdy patrzyłem na twarz człowieka, widziałem tak jakbym patrzył przez odwrotną stronę lornetki. Twarz wyglądała jakby była w oddali, na końcu wąskiego tunelu. Brzmi dziwnie? Zapraszam do świata Twego dziecka."


Temple Grandin, dorosła już dziś autystyczna naukowiec, pisała że nie potrafi do dzisiaj odróżnić psa od kota, ponieważ różnorodność tych zwierząt jest na tyle duża, że ona zwyczajnie nie widzi cech wspólnych.

Dzieci autystyczne mają również zaburzony zmysł smaku. Całkowicie inaczej odczuwają niektóre smaki niż my.

Trudno byłoby mi sobie to wyobrazić, gdyby nie wspomnienie z dzieciństwa. Jako mała dziewczynka nie mogłam znieść, dla mnie potwornego smrodu jak wydaje papryka. Dzisiaj dalej czuję ten sam zapach, ale jest już dla mnie przyjemny.

Z innej beczki wspominając, dostawałam szału przy zakładaniu sztucznej, gryzącej bielizny czy rajstop jakie 100 lat temu były dostępne;) Do dziś pamiętam tą udrękę:) Niektóre dzieci z autyzmem w ogóle nie tolerują na sobie ubrania, muszą mieć z wszystkiego odprute metki itp.

Ja może nie jestem dobrym przykładem, bo jestem zdrowa...

W badaniach wykryto odmienne funkcjonowanie kubków smakowych u osób z autyzmem. Z relacji wysoko funkcjonujących autystów wiemy, że inaczej odbierają smaki niż my. Taka na przykład kiszona kapusta, dla nas lekko kwaskowata w smaku, dla nich może mieć kwaśność tak silną, że wręcz nie do przełknięcia.
Do tego dołóżcie sobie kolejny problem, jakim jest wrażliwość na teksturę. Wiecie, że autystyczne dzieci są szczególnie wyczulone na to, czy coś jest miękkie czy chrupiące, twarde czy gumowate, ciągnące, lodowate, zimne, ciepłe czy gorące, zmiksowane czy trudne do pogryzienia. Słodkie, gorzkie, ostre  czy kwaśne. Czy smak danego pokarmu odczuwają wargami i przodem języka czy na jego końcu, pośrodku. Dla nas są to  bzdury, do których nie przywiązujemy wagi. Dla nich to problem wielki jak góra.

U dzieci z autyzmem mózg nie funkcjonuje identycznie jak u osób neurotypowych. Istnieje zaburzenie na linii mózg - komenda do danej części ciała. Kacper może chce coś zrobić, ale zwyczajnie sygnał wysyłany z mózgu nie powoduje że jest  w stanie. U nas zwykły automatyzm, u nich wielki problem. Wiedzą że chcą coś zrobić, wiedzą jak się to robi, ale ciało ich nie słucha.

Ta sprawa pociąga za soba funkcjonowanie jamy ustnej. Musi ona wykonać ciężką pracę: żuć, gryźć, przełykać ślinę i rozdrobniony, nie zawsze dokładnie, pokarm, radzić sobie w tym samym czasie z przykrymi smakami. Aby to wszystko mógł człowiek wykonać, mózg musi wydać odpowiednie komendy. Musi je wydawać ciągle, tak długo jak trwa jedzenie. Dla nas banał. Dla niektórych z nich ciężka praca,  zupełnie nie automatyczna.

Dlatego przy omawianiu sprawy karmienia dzieci autystycznych i wprowadzania diety SCD, lub też jakiejkolwiek innej, musicie to wszystko wziąć pod uwagę. Rozpoczynając naukę poszerzenia menu musicie startować w pełni świadomi trudności jakie napotyka Wasze dziecko. Musicie być bardzo wspierający i cierpliwi.

Wierze w to, że jeżeli się czegos naprawdę chce, to znajdzie się sposób aby to osiągnąć. Wierzę też, że nie ma nic niemożliwego. Wszystko jest kwestią wiary, determinacji i ilości włożonej pracy. Od razu jednak mówię, że nie podam tu magicznego zaklęcia, ani nie wykonam tej pracy za Was. Przygotujcie się na ciężkie chwile, ale również na to, że na końcu tego mrocznego tunelu czeka światło.

Musicie przeprowadzić zarówno w domu oraz w swoim sposobie myślenia i postępowania prawdziwą rewolucję.

To, co nastąpi w najbliższych  dniach nie będzie przyjemne ani dla Twojego dziecka ani też wygodne dla Ciebie. Ponosimy jednak trud, by osiągnąć przełom i w końcowym efekcie poprawić życie sobie, a swojemu dziecku zarówno życie jak i odżywianie. Cel jest tego wart!

Kluczową sprawą będzie nowa zasada jaka ma zacząć obowiązywać w Twoim domu:

Jeżeli czegoś chcesz, musisz na to zapracować. 

Ta zasada z pewnościa nie spodoba się Twojemu dziecku. Przygotuj się więc na opór. Nadejdzie. Jeżeli będziesz konsekwentny, dziecko szybko zrozumie reguły gry. Jeżeli raz ulegniesz, nie uda Ci się zmienić niczego. Dlatego dziecko przy swoim oporze musi napotykać z Twojej strony na stoicki mur, którego żadnym zachowaniem nie może przebić.

Musi nauczyć się nowej rzeczy o Tobie. Nic co zrobię, nie jest w stanie zmienić decyzji rodzica i wyprowadzić go z równowagi.

Początkowo nie przejmuj się dietą, na której chcesz, żeby dziecko było docelowo. Zanim to osiagniemy, wcześniej trzeba dokonać rzeczy dużo trudniejszej, czyli nauczyć dziecko kosztowania innych pokarmów. 

Wytypuj na jakim jednym jedzeniu szczególnie zależy Ci, aby dziecko zaczęło go  jeść. Znajdź takie, które ma w sobie dużo wartości odżywczych i jest na diecie, na którą chcesz przestawić dziecko
(najlepiej żeby to był pokarm z początkowych etapów diety).

Dobrze byłoby, aby dziecko nauczone już było nie wstawania od stołu przed zakończeniem posiłku. Jeżeli tego nie jest nauczone, zacznij natychmiast.

To, co dziecko do tej pory najbardziej lubiło zabierz i używaj wyłącznie jako nagrody za spróbowanie czegoś na czym Ci zależy. Powiedz: dostaniesz np. czekoladkę jeżeli zjesz jeden kawałek marchewki. Pokaż czekoladkę, ale trzymaj poza zasięgiem dziecka. Całkowicie zignoruj wszelkie bunty, które teraz się pojawią. Może to potrwać długo, ale w końcu spróbuje marchewki. Wtedy daj czekoladkę i bardzo się uciesz, przytul i pogratuluj jaką wspaniałą rzecz zrobiło Twoje dziecko. Dopiero wtedy pozwól mu odejść od stołu. Za chwilę powtórz całą czynność. Przygotuj się, że przełamanie się dziecka do pierwszego kęsa może zająć tydzień lub nawet dłużej.

Nie przejmuj się, że ta przykładowa czekolada do niczego dobrego nie prowadzi i dając ją dalej tkwisz w złym nawyku  żywieniowym. Idziemy małymi krokami do celu i dojdziemy do samego końca tylko, jeżeli wytrwamy w konsekwencji.  Nie wprowadzaj też na raz kilku pokarmów, których dziecko nie chce. Skoro przykładowo zaczynamy z marchewką, to tylko z marchewką.


Proszę, nie zrozumcie tego, że  jako nagrody akurat musimy używać czekoladek. Użyłam ich jako przykładu.

Kiedy zauważysz, że dziecko rozumie reguły gry i wie, że czekoladka jest tylko za kęs marchewki, zmień zasadę i dawaj nagrodę tylko w przypadku dwóch kęsów marchewki, potem trzech, aż dojdziesz w końcu do pełnej porcji. Teraz już pójdzie łatwiej i będzie zależało wyłącznie od twojej konsekwencji i czasu, kiedy marchewka nie stanowić będzie już żadnego problemu.


Pamiętaj, żeby cała ta sprawa była z Twojej stony jak najbardziej radosna i wesoła. Niedopuszczalne są krzyki, zmuszanie, obrażanie się by wywrzeć presję. Jedyne czym wolno ci się posługiwać to żelazna konsekwencja i częste próby oferowania marchewki wraz z czekoladką w zasięgu wzroku.  

Nawet jeżeli chwilowo zwiększy się ilość czekolady zjadanej przez Twoje dziecko to nic, to znaczy tylko, że coraz więcej marchewki zostało zjedzone. Jeżeli dziecko wróci po drugą czekoladkę, nie dawaj jej, dopóki nie zje drugiej marchewki.

Jeżeli czekolada będzie dostępna dla dziecka przy innej okazji, nie będzie nigdy działać jako nagroda za jedzenie. Musi być wyłącznie nagrodą, za włożoną w jedzenie pracę dziecka. Z czasem porcje czekoladki będą mniejsze, a dużo później, zmienią się na ulubiona bajkę (włączasz bajkę, po chwili robisz pauzę i nie włączasz ponownie dopóki nie zje kęsa marchewki), książeczkę lub wyjście na rower.

Docelowo, idealnym rowiązaniem będzie, jeżeli uda nam się jako nagrodę oferować coś dopuszczalnego na diecie (np. łyżeczkę miodu). Dojdziecie i do tego etapu przy silnej konsekwencji. 

Kiedy mam do wykonania jakąś sprawę, która wydaje mi się super trudna i nie do zrealizowania staram się nie myśleć o tym kiedy wreszcie osiągnę cel. Nie patrzę na te odległe, daleko przede mną stojące końcowe sukcesy. Patrzę na to, co udało mi się zrobić dzisiaj i jak to zmienia się w stosunku do wczoraj. Ważne, żeby się posuwać we właściwym kierunku, a nie patrzeć na cel ostateczny. Musicie mieć w sobie determinację.

Współpracować muszą wszyscy domownicy. Nic nie wyjdzie z Waszej pracy, jeżeli w niedzielę przychodzi babcia i po cichu przed mamusią podsuwa biednemu, głodzonemu dziecku czekoladkę do kieszonki. 

Bardzo ważne jest to, aby nie poddać się w początkowej, najtrudniejszej części. Bądźcie przygotowani na silny opór dziecka, próbę manipulacji Wami, dąsy, złość i płacz. Dziecko użyje całej gamy znanych mu środków. Najtrudniej będzie wygrać pierwszą bitwę. Następne pójdą już trochę łatwiej. Czym więcej pokarmów będzie w menu dziecka, tym bardziej będzie rozszerzać się jego akceptacja na nowe smaki. 

Metoda opisana powyżej musi być dostosowana do poziomu funkcjonowania dziecka. Najtrudniej przeprowadzić ją u dziecka niemówiącego, ciężko autystycznego, o niskim poziomie funkcjonowania. U dzieci mniej chorych stosujemy metody w formie gier, wyjścia do kina, zabawek i innych. Sami musicie zastanowić się, co u Was będzie działało najlepiej. U dzieci wysoko funkcjonujących lub zainteresowanych wyglądem jedzenia można pomagać sobie tworząc ciekawe kształty na talerzu, robić ludki z kanapek i małe zwierzątka z warzyw, jednak nie oszukujmy się, mało które autystyczne dziecko będzie tym zainteresowane.


Możecie napotkać jeszcze jeden problem. Jeżeli dziecko stwierdza, że i tak nie zje marchewki, a na czekoladce wcale mu nie zależy, to mamy do czynienia z jedną z dwóch sytuacji. Albo dziecko ma dostęp do czekoladki w innych okolicznościach (źle!), albo nagroda, którą wybraliśmy została źle wybrana i trzeba poszukać czegoś bardziej kuszącego. Dlatego ważne jest, aby przemyśleć dobrze przed rozpoczęciem nauki czego będziemy używać. Raz postanowimy, trzymamy się tego konsekwentnie.

Metoda ta jest znana w Stanach, oparta na ABA i zalecana przez lekarzy DAN. Podkreślają oni, że w ten sposób można nauczyć jeść każde autystyczne dziecko, jeżeli tylko rodzice wykażą się silną determinacją, nieustępliwością, konsekwencją i cierpliwością.

Pamiętajcie, wszystko robimy z uśmiechem na ustach, wesołą miną, wielką cierpliwością i dosłownie skaczemy z radości, jeżeli dziecko się przełamie:))

Dopiszę jeszcze na koniec, że rozmawiałam wczoraj z kobietą, która swoje autystyczne dziecko nauczyła jeść zdrowo, zupełne inną metodą. Absolutnie jej nie polecam, podaję jednak, aby pokazać do jakiej determinacji niektórzy rodzice są zdolni.
Pani zabrała całe zakazane jedzenie z domu i oferowała non stop w zasięgu ręki wyłącznie zdrową alternatywę. Dziecko nie tknęło niczego. Mijały dni. Powiedziała mi, że była u kresu zdrowia psychicznego i siły woli, gdy 13-tego dnia dziecko zjadło wszystko z talerza, po 12 dniowym absolutnym poście. Dla mnie metoda szokująca i nie wyobrażam sobie mieć w sobie tyle siły, aby to wytrzymać.
Wczoraj widziałam jego talerz ze śniadaniem. W kubeczku porcja rosołu, na talerzu garść pokrojonego ogórka, gotowanej fasolki szparagowej, brokułów i kawalek steka. Wcześniej były frytki, Mc Donalds i hot dogi. Chłopczyk ma 5 lat. Można i tak.


piątek, 23 maja 2014

Jeszcze jedno danie ze szparagami

Na szybko jeszcze jedna propozycja dania ze szparagami. Tym razem nie zupa, ale coś co można na elegancko podać gościom lub zjeść we dwoje na kolację. Dzieciom raczej dania nie polecam, bo jest pikantne, chyba ze ktoś skusi się na wersję bez papryczki chili. Jest to etap 3.

Na patelni rozgrzać 2 łyżki masła klarowanego i 2 łyżki oliwy z oliwek. na średnim ogniu zarumienić pokrojoną cebulę i papryczkę chili (ilość według osobistych preferencji ostrości- u nas dużo), po chwili dorzucić starannie umyte i pokrojone szparagi. Delikatnie podsmażać około 15 minut.


 Pod koniec dodać pokrojony ząbek czosnku i po minucie wyłączyć. podawać ze schłodzonym białym  wytrawnym winem:) Na obecnie panujące upały mniam:)



czwartek, 22 maja 2014

SCD zupa szparagowa

Bardzo smaczna zupka o bogactwie składników odżywczych. Trzeba "łapać sezon", bo jeszcze tylko kilkanaście dni zostało do czasu kiedy szparagi znikną z półek sklepowych i nie pojawią się na nich do przyszłej wiosny. 
Udało mi się dzisiaj kupić 4 wiązki, więc teraz wrzucam przepis na jeszcze gorącą, bo dzisiaj wymyśloną zupę. Będzie to porcja dla czterech osób plus do kilku małych pojemniczków na porcje do zamrożenia, do szkoły.

Szparagi zielone wystarczy dobrze umyć, szczególnie główki przepatrzeć pod kątem zalegającego piasku i odłamać dolną zdrewniałą końcówkę długości około 4-5 cm. Nie musimy ich obierać.

Oto film, na którym zobaczycie jak robię te zupę, a poniżej przepis:



SCD ZUPA SZPARAGOWA (etap 3) - opcjonalnie etap 2 (patrz na dole posta)

2 pęczki szparagów
1 duża cebula
1 por
2 ząbki czosnku
2 łyżki masła klarowanego
2 łyżki oliwy z oliwek
1/2 szklanki mrożonego groszku
1 paczka liści szpinaku
2 litry bulionu domowej roboty (SCD)
2 łyżki miodu
1 łyżeczka białego pieprzu
1 łyżeczka soli (preferuję himalajską)
po 1 łyżeczce oregano i estragonu
kilkanaście listków bazylii
orzeszki pinii lub płatki migdałowe do dekoracji


Na maśle klarowanym i oliwie zeszklić cebulę i drobno pokrojonego pora. Dodać pokrojone szparagi i mrożony groszek, chwilkę podsmażyć, pod koniec dodać przeciśnięty przez praskę czosnek. Doprawić miodem i resztą przypraw.



Zalać bulionem - ja użyłam wody spod gotowania mięs do przepisu na pasztet SCD jaki podawałam przed Wielkanocą. Teraz rozmroziłam tylko zachowany wcześniej płyn, świetnie przydał się do wykorzystania w tej zupie:) Gotuję około 10 minut.
Pod koniec gotowania wrzucam liście szpinaku, czekam dosłownie chwilkę, aby gwałtownie zmniejszyły objętość i wyłączam zupę. 



Przestudzoną miksuję i ponownie sprawdzam doprawienie. Podaję z orzeszkami pinii (jak na zdjęciu) lub płatkami migdałowymi. Smacznego:)



Tę zupę można łatwo przekształcić na etap 2 diety, wystarczy pominąć cebulę, groszek, pora i czosnek, za to dodać więcej szparagów i szpinaku. Jeżeli bulion, na którym ugotujecie zupę będzie dobrej jakości (sugeruję rosół SCD (klik!)) to zupa również wyjdzie pyszna. Nie posypujcie jej jednak ani orzeszkami pinii ani płatkami migdałów, na to jest zbyt wcześnie.

środa, 21 maja 2014

Kacperek próbuje mówić "mama"


wtorek, 20 maja 2014

Pokarmy fermentujące

Jeżeli jogurt SCD wyłożymy na sitku na grubo złożonej pieluszce, a pod spód podłożymy garnek, po okołu 8 godzinach otrzymamy bardzo przyjemny serek, którego my używamy głównie do smarowania pieczywa SCD. Natomiast w garnku zbierze się nam serwatka pozbawiona laktozy. Lekko mętny, półprzeźroczysty, kwaskowaty płyn. Co z nim zrobić?

Są osoby, które po prostu lubią pić serwatkę, szczególnie w upalne dni i chwała im za to. Serwatka jako napój sfermentowany ma wspaniały wpływ na podnoszenie naszej odporności i na leczenie jelit. (Ta kupna nie ma już tak silnych właściwości ponieważ nie podlegała 24 godzinnemu procesowi namnażania bakterii).
UWAGA: komercyjna serwatka jest nielegalna na diecie. Zawiera 5 % laktozy, co całkowicie wyklucza ją jako produkt SCD. Ta serwatka o której piszę, uzyskana z jogurtu SCD jest legalna, gdyż jogurt fermentował 24 godziny i dlatego nie ma już w składzie żadnej laktozy. 

Moi  chłopcy do wielbicieli serwatki nie należą, więc długo zadowalałam się podawaniem im tylko Jogurtu SCD, który również ją zawiera. Ostatnio przeszliśmy również do obowiązkowych dwóch łyżek serwatki na czczo i drugiej dawki po poludniu. Taką ilość chłopcy tolerują smakowo i zaczynam widzieć, że coraz mniej kręcą nosem. Może się przyzwyczają. Kacper do dziś z trudem je swoją dawkę kiszonej kapusty, ale wie że musi i zjada. 

Serwatka SCD może być bazą do ukiszenia dowolnych warzyw i nie tylko. Używając jej dostarczymy organizmowi bogactwa enzymów, korzystnych dla jelit bakterii oraz wielu składników odżywczych. 


Buraka w plastrach włóżcie do słoika, zalejcie szklanką serwatki SCD, dodajcie czosnek, sól i imbir i odłóżcie w ciepłe miejsce na kilka dni. Płyn ma przykrywać wszystko. Nie zakręcajcie słoika, wystarczy nakryć gazą, tak żeby był dostęp świeżego powietrza. Otrzymacie zakwas buraczany, który przelany do czystego słoika może jakiś czas stać w lodówce (uzupełniamy go wodą, aby tworzył sie nowy kwas, do momentu kiedy zacznie blednąć - wtedy trzeba zrobić nowy). Kilka łyżek takiego zakwasu mieszacie ze szklanką wody i otrzymujecie bardzo zdrowy napój. Zachęcam do picia cały rok, ale wypróbujcie szczególnie gdy zacznie się jesienna słota. Zaoszczędzicie sporo pieniędzy na apteczne leki. Stosując tą metodę i kilka innych o których piszę, będziecie utrzymywać swój układ immunologiczny  w wysokiej sprawności.



Podobny kwas można otrzymać łącząc pokrojone w ósemki jabłko z malinami i imbirem. Zlewamy szklanką serwatki SCD  i postepujemy podobnie jak wyżej. Przy braku serwatki SCD możemy owoce zalać również przegotowaną wodą. Za kilka dni ukiszą się, ważne tylko aby były całkowicie przykryte płynem.

Tego typu kwasy można otrzymać łącząc najróżniejsze owoce i warzywa, także próbujcie różnych kombinacji z zakresu swojej tolerancji. Czym bardziej urozmaicacie dietę tym lepiej. 

Dobry będzie również płyn spod kiszenia ogórków oraz płyn spod kiszenia kapusty (jedyny minus takiego płynu to duża zawartość soli, więc ja mimo wszystko jesienią i zimą bazuję na wyżej opisanych kwasach warzywno-owocowych). Można robić je na bazie serwatki SCD przyspieszając proces, ale tradycyjne sposoby sprawdzą się również dobrze.

Ogórki kiszone

1 kg ogórków
suszony koper - taki z nasionami 
2 kawałki chrzanu
5 ząbków czosnku
kilka ziaren gorczycy, pieprzu, opcjonalnie liście winogron lub dębu
woda i sól

Ogórki myjemy, dodajemy pozostałe składniki, całość zalewamy przegotowaną wodą z solą (proporcje 1 kopiata łyżka soli na 1 litr wody) i  obciążamy, aby wszystko znalazło się pod powierzchnią solanki. Zamykamy i  odstawiamy w ciepłe miejsce na kilka dni (do dwóch tygodni maksymalnie). Jako małosolne będą dobre już po trzech dniach, ale czym dłużej trwa proces kiszenia tym lepiej dla naszych jelit i naszego zdrowia. 

Zazwyczaj jednak robię je tak, że wszystko upycham do czystych słoików, dodaję łyżkę soli i zalewam wrzątkiem, od razu zakręcam, przewracam do góry dnem do wystudzenia, a jak wystygną wynosze do piwnicy bez pasteryzowania, musza stać w relatywnie zimnym otoczeniu, aby utrzymać się około roku czasu. 


Ważna uwaga: Zwracam uwagę na proces pasteryzacji. Pozwala on zachować w produktach żywnościowych składniki odżywcze, takie jak witaminy i minerały jednak zabija enzymy i dobroczynne mikroorganizmy. Pasteryzowana kiszonka nie będzie działać odpornościowo i korzystnie dla jelit. Dlatego w okresie zimowym, gdy nasze pole do działania jest ograniczone, wspomagajcie się raczej podanymi wyżej kwasami, bądź kiszonkami robionymi na bieżąco. 


Kiszona kapusta

Najlepiej zakupić na targu kapustę już poszatkowaną, bo przy większej ilości szatkowanie to żmudne zajęcie, ja nawet w ten sposób zepsułam mój robot kuchenny. Druga rzecz to dobrze kisić kapustę późną wiosną, latem i jesienia, bo zimą dostępna w handlu kapusta nie wychodzi już taka smaczna (co nie znaczy, że zimą nie jemy kiszonej kapusty - wręcz przeciwnie, jemy tą ukiszoną wczesniej). Do kapusty można dodać poszatkowaną marchewkę, kminek lub też nie dodawać nic - wtedy będzie bardziej uniwersalna. Będzie można ją wykorzystać do wielu różnych dań i dopiero na gotowo przyprawiać. 

Poszatkowaną kapustę układamy warstwami w beczce bądź dużym słoju, każdą warstwę przesypując solą. Ugniatamy bardzo mocno, aby puściła sok. Dużo soku. Kiedy jest już dobrze ubita i przykrywa ją spora warstwą płynu, wycieram brzeg słoja, w środek wkładam talerzyk, obciążam go ciężkim kamieniem. Cała kapusta musi być zanurzona, w przyciwnym razie zacznie gnić. Wynoszę słój w ciepłe miejsce na kilka dni. Co dwa dni przebijam kapustę, aby ją lekko odgazować. Początkowo też często do niej zaglądam czy nie trzeba uzupełnić poziomu płynu. Jeśli jest taka potrzeba, to dodaję solanki (1 kopiata łyżka soli na 1 litr wody). Po dwóch tygodniach kapusta powinna być gotowa, wtedy przekładam ją do wyparzonych słoików, sprawdzam czy poziom kapusty przykryty jest płynem, szczelnie zakręcam i odstawiam w ciemne, chłodne miejsce. 


Dodatkowo, jeszcze raz chce to podkreślić, proszę nie mylcie kapusty kiszonej z kapustą kwaszoną. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Kapusta kwaszona (której mnóstwo w sklepach) nie przysporzy nam ani grama zdrowia.


Wiem, że zabrzmię kontrowersyjnie i wielu Was się skrzywi na samą myśl, ale bardzo dobrze na nasz organizm wpływa również fermentowana ryba. W krajach skandynawskich to rzecz normalna, nam jednak kojarzy sie z zepsutą ryba do wyrzucenia. Nie ustawiajcie się tak, bo jedno z drugim nie ma nic wspólnego:)

Poniższy przepis  znalazłam w książce "Gut and Psychology Syndrome":

FERMENTOWANA RYBA
 (wszelkie fermentowane pokarmy są stosunkowo zaawansowane na diecie i wprowadzamy je gdy nie mamy już objawów choroby)

3-4 filety ze śledzia lub makreli lub 5-7 świezych filetowanych sardynek
1 mała cebula
1-2 łyzki soli na litr wody
łyżka ziarnistego pieprzu 
5-7 liści laurowych 
1 łyżeczka ziarn kolendry
koper
1 szklanka serwatki SCD

Rybę pokrójcie na małe kawałki, cebulę w piórka. Wszystko włóżcie do dużego słoja, zalejcie płynem otrzymanym przez połączenie serwatki z solanką. Ryba musi być całkowicie zanurzona. Zakręćcie słój mocno i odstawcie na 3-5 dni w ciepłe miejsce. Po tym czasie przekładamy do lodówki i musimy ją spożyć w przeciągu 1-3 tygodni. Skandynawowie podają taka rybę  z koperkiem, zieloną cebulką i majonezem.

W związku z tym, że proces fermentacji czyni pokarmy dużo łatwiejszymi do trawienia, to kiedy będziecie myśleć o porzuceniu diety SCD, dobrze byłoby aby pierwsze ziarna jakie spożyjecie były fermentowane. Na początek spróbujcie z kaszą gryczaną, prosem lub komosa ryżową. Aby je sfermentować  zalejcie je wodą wraz z pół szklanki serwatki i odstawcie w ciepłe miejsce na kilka dni. Komosę ryżową  na 1-2 dni, kaszę gryczaną na 2-3 dni, a proso na 4-5 dni. Po tym czasie odlejcie płyn, ziarna przepłukajcie i gotujcie zwyczajnie. Będą one wtedy dużo łatwiejsze do strawienia. 

Płyny uzyskane z fermentowanych warzyw i owoców mogą być podawane już niemowlętom jako jedno z pierwszych wprowadzanych pokarmów w wieku około 6 miesięcy. Tworzą one doskonałe kultury bakteryjne w maleńkich jelitach i budują podstawę dla przyszłego zdrowia i silnego układu immunologicznego u małego dziecka. Najlepiej rozpocząć od podawania pół łyżeczki serwatki lub pół łyżeczki kwasu warzywnego wymieszanego z mlekiem, w przeciągu następnych tygodni delikatnie zwiększająć ilość. 

Jednocześnie, spożywanie serwatki SCD i płynów spod kiszenia warzyw jest doskonałe przy regeneracji po niestrawności lub lekkim zatruciu pokarmowym.

czwartek, 8 maja 2014

Ciasto cytrynowo makowe

Moje najnowsze odkrycie, znalazłam ten przepis na jednej ze stron amerykańskich (strona Paula Stockera) i muszę się nim z Wami podzielić, bo ciasto jest przepyszne:)
Zapraszam:))



CIASTO CYTRYNOWO MAKOWE (etap 3)


Suche składniki:
3 szklanki mielonych migdałów
1/2 łyżeczki sody
1/2 łyżeczki soli
2 łyżki maku
1 łyżka świeżo startej skórki z cytryny (ścierajcie tylko wierzch bez białej, gorzkiej skórki pod spodem)



Mokre składniki:

3 duże jajka
1/3 szklanki świeżego soku z cytryny
1 szklanka miodu
4 łyżki masła klarowanego lub 65 g miękkiego masła


Rozgrzej piekarnik do 165 C, w misce wymieszaj suche składniki. W drugiej misce wymieszaj mokre składniki. Zmieszaj mokre z suchymi, wylej na podłużną formę wyłożoną papierem do pieczenia  i piecz przez 60-70 minut. Dobrze jest po upływie połowy czasu pieczenia przykryć ciasto od góry folią aluminiową. Jeżeli tego nie zrobicie może się okazać że góra zaczyna się już palić, a środek wciąż jest płynny. Ciasto podajemy świeże, można też je zamrozić, by mieć na czarną godzinę.

Można również z podanego ciasta zrobić muffiny. Papilotki na muffiny wypełnić ciastem do 3/4 wysokości i piec w 165 C przez 25 minut na środkowej półce. 
Smacznego:)

środa, 7 maja 2014

Przygotowania do Komunii Św.

Wybaczcie, że w najbliższym czasie będzie mnie tu troszkę mniej. Zbliża się Komunia Św. Kacperka, to już za dwa tygodnie i w związku z tym jest sporo zamieszania. Napiszę na ten temat wiecej, gdy już będzie po fakcie. 

Wychowawczyni Kacperka, Pani Ola dała mi kiedyś do przeczytania małą książeczkę pt "Jak przygotować dziecko z niepełnosprawnością intelektualną do I Komunii Świętej (klik)" Ks. Krzysztofa Sosny.

Warto przeczytać, jeżeli stoicie przed takim problemem jak my. Książka porusza kwestię odpowiedzialności rodziców za przygotowanie duchowe chorego dziecka do tego Sakramentu, dużo miejsca poświęca również na przekazanie, że każdy człowiek, niezależnie jak chory i upośledzony ma prawo do spotkania z Bogiem w Komunii Św. 

Spotkałam na swojej drodze różnych księży, co gorsza z nieujednoliconymi w tej kwestii poglądami. Jeden mówił że nie widzi przeszkód, aby Kacperek przystąpił do Komunii Św., inny był przeciwnego zdania, twierdząc że do niczego mu to niepotrzebne. Twierdził że Bóg szczególnie ukochał chore dzieci i nie ma potrzeby, aby przyjmowały go one w Sakramencie Eucharystii, bo przebywa nieustannie w ich sercu. (??? - dla mnie ta argumentacja jest dyskusyjna).

Tak naprawdę, nie ma dokumentu kościelnego jednoznacznie rozwiązującego tę kwestię. Są jednak zapisy na temat, że każdy wierzący człowiek jest do tego powołany. 

Warto wiedzieć, że taka książeczka istnieje, gdybyście napotkali trudności ze strony swojego parafialnego księdza. Pozdrawiam serdecznie:)

niedziela, 4 maja 2014

Szparagi

Zachęcam do jedzenia  dużej ilości szparagów:) Właśnie wkraczamy w sezon, a szparagi to etap 2, więc większość z Was  może już je jeść. 

Gdy cena zejdzie do 6 zł na wiązkę (niższa juz raczej nie będzie), to kupcie więcej i zamroźcie obrane. Będą jak znalazł na później:) 

Szparagi to bogactwo witaminy K, antyoksydantów i kwasu foliowego, niskokaloryczna pyszna przekąska:) 

Są doskonałe do mrożenia i zimą umilą nam posiłki. 

Najprościej zamrozić je w ten sposób, że szparagi obieramy (tylko białe, zielonych nie trzeba), odłamujemy zdrewniałą końcówkę ok. 4-5 cm od dołu, poczym blanszujemy (wrzucamy na wrzątek na 2-3 minuty, a potem zanurzamy w zimnej wodzie dla gwałtownego wytracenia tempratury). Osuszamy, pakujemy w woreczki i zamrażamy. Gdy będziecie chcieli za jakiś czas je podać, rozmrażać już nie trzeba, traktuje się je jak surowe i przyrządzacie jak zwykle. 

Wypuście się na zakupy i do roboty:)


Podpowiem jeszcze, że bardzo fajną przekąską na grilla są szparagi owinięte boczkiem.  Jednak w tej wersji to już będzie etap 3 diety. Obrane i podgotowane około 5 minut szparagi, łączymy w wiązki po 5-7 sztuk (w zależności od ich grubości) i owijamy plastrami boczku, tak żeby główki wystawały. Kładziemy na ruszt i za parę minut mamy interesującą i pyszną przekąskę. Zaciekawicie gości, obiecuję:)