niedziela, 2 marca 2008

Bolesna pomyłka

Niech to jasny szlag...

Wydawało mi się, że już wszystko wiem o jogurcie SCD. Guzik prawda. Właśnie się dowiedziałam, że wszystkie robione przeze mnie jogurty były złe. Wściekam się teraz na siebie.

Mam jogurtownicę firmy Salton, o taką:

Ufałam jej jakoś bezmyślnie. Skoro jest zaprojektowana do robienia jogurtu to chyba mogę spać spokojnie. Okazuje się jednak, że nie. Otóż Salton jako jogurtownica przeznaczona do robienia tradycyjnych jogurtów nie jest przewidziana do pracy dłużej niż 10 godzin. Dlatego też, po upływie tego czasu przegrzewa się. Jak się okazało moja osiąga temperaturę 49 st C. W takiej temperaturze giną wszystkie bakterie i laktoza pozostaje niestrawiona. Taki jogurt posiada już tylko walory smakowe. Żadnych innych.

Ojej...

Teraz wypadałoby zrobić kolejny raz intro. Jestem podłamana.

Jest takie jedno urządzenie, widziałam go kiedyś, teraz przekopuję internet w poszukiwaniu go. To taka mała skrzyneczka, włącza się ją do kontaktu, dopiero do niej wkłada się wtyczkę jogurtownicy. Na tej skrzyneczce programuje sie określoną temperaturę i ona już pilnuje z dokładnością do 1 stopnia; wyłącza kiedy jogurt robi się zbyt ciepły, a włącza gdy temperatura spada.

Uaktualnienie: dzięki uprzejmości Ani K. mamy podpowiedź, że w Polsce można kupić regulator temperatury do akwarium, który doskonale sprawdza się w tej roli. Oto co Ania pisze;" Działa to na tej zasadzie, że do prądu podłączamy ten regulator, ustawiamy maksymalną temperaturę, przy jakiej chcemy, by się jogurtownica wyłączała. Do regulatora podłączamy jogurtownicę, a do jogurtu wkładamy sondę (termometr). Gdy jogurt osiągnie temperaturę zaprogramowaną, urządzenie wyłącza jogurtownicę i włącza ją ponownie, gdy temperatura trochę spadnie. I tak w kółko."

Muszę ją kupić i wtedy zrobić intro i zacząć wszystko jeszcze raz od początku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz