Ech... i wszystkiego się człowiekowi odechciewa jak słyszy te ciągłe płacze. Rozmawiałam wczoraj w szkole z nauczycielką Kacperka, chciałam wiedzieć czy u nich też tak dużo płacze. Mówią, że tak, ale że zawsze jest to tylko wtedy gdy się mu coś zabierze albo każe robić, czego nie chce.
To by się potwierdzało w domu. Szkoła jednak twierdzi, że wystarczy go przytulic i się uspokaja. W domu to nie działa, nic nie działa...
A już zupełnie stuprocentowy, zagwarantowany płacz mam gdy chcę z nim wyjść na spacer na piechotę (wspominałam, że ma ostatnio obsesję jeżdzenia autem).
Mamy piękną pogodę. Kiedy Kacper jest w szkole, czyli do godziny drugiej, zabieram Kamilka i wychodzę, spędzamy dużo czasu na spacerku. Kiedy wraca Kacperek nie wychodzę z nimi już nigdzie sama. Czasem się uda gdy jest Piotrek abyśmy poszli wszyscy. Sama się już nie odważę.
Dzisiaj było właśnie tak ciężko. Pogoda taka, że żal w domu siedzieć, ale nie pójdę nigdzie bo wiem, że całą drogę będzie płakał i ociągał się za mną. Poczekałam aż P. wróci z pracy i po obiedzie wszyscy wyszliśmy do sklepu oddalonego o jakieś 800 metrów. Całą drogę Kacper wył.
No kurcze, to jest nie do wytrzymania. Wyszedł z domu szczęśliwy i uśmiechnięty będąc pewnym, że pojedziemy gdzieś samochodem. Ostrzegałam i wielokrotnie mówiłam że idziemy nóżkami. Niestety nie rozumie. Kiedy minęliśmy zaparkowany samochód zaczęła się histeria i trwała całą drogę do sklepu (800 m) i całą drogę z powrotem. Mam dość.
Sam się o to postarał. Nie będę wychodzic z nim nigdzie sama przez całe lato. Proszę bardzo - jak będzie w domu Piotrek to możemy wyjść wszyscy razem. Sama się nie odważę.
Jedno w wózku, drugie uwieszone u wózka, zasmarkane, płaczące, wyjące i stawiające opór. Żadna przyjemność spaceru. Żadna też przyjemność dla niego.
Może powinnam się przełamywać i walczyć ze sobą. Nie potrafię. Biorę w tym temacie wolne. Trudno. Nie będzie wychodził z domu po szkole. Koniec kropka. Ja też mam swoją wytrzymałość.
To by się potwierdzało w domu. Szkoła jednak twierdzi, że wystarczy go przytulic i się uspokaja. W domu to nie działa, nic nie działa...
A już zupełnie stuprocentowy, zagwarantowany płacz mam gdy chcę z nim wyjść na spacer na piechotę (wspominałam, że ma ostatnio obsesję jeżdzenia autem).
Mamy piękną pogodę. Kiedy Kacper jest w szkole, czyli do godziny drugiej, zabieram Kamilka i wychodzę, spędzamy dużo czasu na spacerku. Kiedy wraca Kacperek nie wychodzę z nimi już nigdzie sama. Czasem się uda gdy jest Piotrek abyśmy poszli wszyscy. Sama się już nie odważę.
Dzisiaj było właśnie tak ciężko. Pogoda taka, że żal w domu siedzieć, ale nie pójdę nigdzie bo wiem, że całą drogę będzie płakał i ociągał się za mną. Poczekałam aż P. wróci z pracy i po obiedzie wszyscy wyszliśmy do sklepu oddalonego o jakieś 800 metrów. Całą drogę Kacper wył.
No kurcze, to jest nie do wytrzymania. Wyszedł z domu szczęśliwy i uśmiechnięty będąc pewnym, że pojedziemy gdzieś samochodem. Ostrzegałam i wielokrotnie mówiłam że idziemy nóżkami. Niestety nie rozumie. Kiedy minęliśmy zaparkowany samochód zaczęła się histeria i trwała całą drogę do sklepu (800 m) i całą drogę z powrotem. Mam dość.
Sam się o to postarał. Nie będę wychodzic z nim nigdzie sama przez całe lato. Proszę bardzo - jak będzie w domu Piotrek to możemy wyjść wszyscy razem. Sama się nie odważę.
Jedno w wózku, drugie uwieszone u wózka, zasmarkane, płaczące, wyjące i stawiające opór. Żadna przyjemność spaceru. Żadna też przyjemność dla niego.
Może powinnam się przełamywać i walczyć ze sobą. Nie potrafię. Biorę w tym temacie wolne. Trudno. Nie będzie wychodził z domu po szkole. Koniec kropka. Ja też mam swoją wytrzymałość.
N. też nie chce chodzić na nogach :o(. Czy Kacper mógłby jeździć na hulajnodze na 3 kółkach albo na rowerku-odpychaczu? Tylko to mnie ratuje na spacerach z dwójką. N. mówi więc dodatkowo całe osiedle może usłyszeć, że denerwują ją (ja ją!!!), że jak dorośnie powie wszystkim, że rodzice są niedobrzy i inne kwiatki ;o)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
R.