Dzisiaj chciałabym poświęcić kilka słów wspaniałemu tłuszczowi gęsiemu.
Dieta SCD na samym początku zaleca stosowanie masła klarowanego oraz oleju kokosowego (nierafinowanego), a dodatkowo do spożywania na zimno oliwy z oliwek. Jednak kiedy najgorsze symptomy złego trawienia miną (mam na myśli ciągłą biegunkę, nieustające bóle i silne zaparcia) wtedy możemy i powinniśmy rozszerzyć zakres spożywanych tłuszczów. Sądzę, że pierwszym jaki powinniśmy wziąć pod uwagę jest tłuszcz gęsi.
Od wieków wiadomo, że to niesamowicie zdrowy tłuszcz. Niestety, od kilkudziesięciu lat zaczęto nam wmawiać coś zupełnie przeciwnego, że jedyne co dobre to tłuszcze roślinne, na których produkcji wytwórcy mają niesamowity wręcz zysk. Także niestety, ale przynajmniej dwa ostatnie pokolenia dały się omamić handlowemu bełkotowi i opłaconym przez nich "naukowcom". Rozpowszechnianie każdej wiedzy w dzisiejszym świecie kosztuje spore pieniądze. Dlatego ci co je mają, łatwo przekonają opinię publiczna do racji, które są w ich interesie. Tak dzieje się nie tylko w kwestii dyskusji nad korzystnymi dla człowieka tłuszczami, ale również w farmacji i biznesie, bo tak to nazwę, szczepionkowym. Nie chcę jednak się nad tym teraz rozwodzić, bo to zbyt szeroki temat, na innego posta.
Tłuszcz gęsi to bogactwo nienasyconych kwasów tłuszczowych, głównie oleinowego, tego samego, który jest w oliwkach. Ma on dodatkowo tę zaletę, że można rozgrzewać go aż do 200 C i się nie pali. Dawniej używano go jako lekarstwo w szeregu chorób i dlatego naniosłam adnotację w poście Jak leczyc się na diecie SCD". Zerknijcie w wolnej chwili.
Skąd wziąć tłuszcz gęsi? Nic prostszego. Gęś jest w każdym większym sklepie. Tak, wiem, cena około 60 złotych za sztukę, wczoraj kupiłam i tyle zapłaciłam za 5 kilowego ptaka.
Wydaje się drogo, jednak nam taka gęś starcza na dwa dni obiadu (4 osobowa rodzina), do tego zyskuję litr wytopionego tłuszczu gęsiego (bardzo drogiego w handlu), który starcza mi na jakieś 2-3 miesiące.
Na kościach i resztkach po pieczeniu gęsi robię dodatkowo rosół z lubczykiem. Przez to, że robiony jest na pieczonych w jabłkach kościach i skórach zyskuje zupełnie inny, według Piotrka dużo lepszy niż ten tradycyjny, smak.
Wątrobę zachowuję do pasztetu SCD, tego o którym pisałam na Wielkanoc, lub odkładam do zamrażarki i jak zbierze mi się ich kilka (gęś kupuję regularnie, jak tylko kończy mi sie tłuszcz, kupuję następną) i robię z nich pyszny gęsi pasztecik.
Na sam koniec jeszcze, z tego co zostało na dnie brytfanny robię esencjonalny sos do dania na drugi dzień. Nic sie nie marnuje.
Myślę więc, że na tyle dobroci, 60 złotych to wcale nie tak dużo i raz na trzy miesiące każdy może je wygospodarować. Oto film, który pokazuje jak ją przyrządzam, a poniżej przepis:
SCD PIECZONA GĘŚ (etap2)
1 gęś 4-5 kg, świeża lub mrożona
7 jabłek - użyłam Gloster (z tego elementu nie rezygnujcie, robi całą potrawę)
masło klarowane
1 łyżka soli morskiej
1 łyżka pieprzu
3 łyżki suszonego tymianku
1 łyżka mielonego kminku
5 ząbków czosnku przeciśniętych przez praskę
Rozmrożoną gęś będziemy piec w niskiej temperaturze długi okres czasu. Na 5 kg gęsi sugeruję 8 godzin w piekarniku rozgrzanym do 130 C. Jeżeli chcecie więc podać ją na obiad, to trzeba wstać wcześnie rano i włożyć ją do pieca. Przygotować możemy wieczorem, a rano tylko rozgrzać piekarnik i wsadzic gęś. Potrzebne będzie duże naczynie z przykrywką, a jeżeli nie macie jak ja, to można nakryć ptaka grubą warstwą folii aluminiowej (matową stroną na zewnątrz).
Gęś umyjcie, osuszcie dokładnie i natrzyjcie z obu stron podanymi przyprawami oraz masłem klarowanym szczególnie w miejscach gdzie blisko pod skórą są kości, czyli skrzydła i nogi. W sokowirówce wyciśnijcie sok z 7 jabłek i takim gęstym sokiem polejcie gęś (na zdjęciu wygląda jak musztarda:)). Ułóżcie piersią do dołu w brytfannie, przykryjcie szczelnie i włóżcie do rozgrzanego pieca. Zacznijcie odliczać 8 godzin.
Po upływie tego czasu można gęś przyrumienić na funkcji grilla po 5 minut z każdej strony, ale nie jest to konieczne. Gęś wyjmijcie na półmisek, dajcie jej poleżeć 10 minut przed krojeniem, płyny spod pieczenia zachowajcie. W nich właśnie znajduje się wspaniały tłuszcz gęsi.
Ja mam takie proste urządzenie do oddzielania tłuszczu od płynów, ale równie dobrze można płyny zlać i wsadzić do lodówki, a kiedy wystygną, zebrać warstwę tłuszczu z wierzchu, włożyć do jakiegoś pojemniczka i przechowywać w lodówce. Używać jak najczęsciej, do woli. Nadaje pięknego zapachu potrawom i wzbogaca ich smak. Z mojej gęsi wyszło trochę ponad litr wysokiej jakości tłuszczu.
Spróbujcie takiej zabawy z gęsią, może polubicie ten sposób i będzie częściej gościć na Waszych stołach?
Aga, dzieki za przepis na ges. Zbieralam sie juz od dawna. Lece do Tesco :-) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSmacznego:)
OdpowiedzUsuń