Chciałabym abyście posłuchali jak chora na autyzm Julia Bascom opisuje swoje doznania radości. Miłej lektury i refleksji życzę:)
" Mam autyzm. Potrafię mówić. Długo mówiłam do samej siebie, zanim byłam w stanie odezwać się do drugiej osoby. Moja integracja sensoryczna to kompletny bałagan. Moje rozumienie języka nie zawsze jest najlepsze i często mam problem z przetwarzaniem sytuacji społecznych. Nie potrafię żyć na własną rękę, pójść na uczelnię czy radzić sobie w związkach z powodzeniem. Mogę wyjaśnić, żałować i nie życzyć sobie wielu faktów na swój temat i na temat mojego autyzmu: kłopotów ze znalezieniem odpowiednich słów, aby wyrazić co naprawdę miałam na myśli, wolniejszego rozumienia sytuacji międzyludzkich, mojej gumowatej mimiki, mojego lęku, dysfunkcji zmysłów, tendencji mojego mózgu, by zawieszać się na samo-destruktywnych działaniach, które kończą się na pogotowiu.
Mogę się skarżyć na to, że jestem skazana na
uspołecznianie, edukację i sposób wychowania przeznaczony dla autystów, na
czucie się obco, na brak wsparcia, zrozumienia i ciągłą konieczność nauki.
Wiele rzeczy może uczynić mnie nieszczęśliwą, przy
jednoczesnej obojętności otoczenia. Wiele spraw jest trudniejszych.
Jednak niektóre, niektóre rzeczy są dużo prostsze. Bycie
autystą oznacza, że czasami czujesz nieprawdopodobne szczęście. Dlatego musisz trzepać
rękami. W kólko powtarzać ruchy. Mieć wspaniałe obsesje (moje to Sudoku i Glee
- wcale się tego nie wstydzę).
Teraz, być może, tego nie rozumiesz. Być może dlatego, że obsesja i
stymulacje znaczą dla Ciebie coś innego niż dla mnie. Nie tylko, znaczą dla was
coś innego, ale wasza interpretacja
nawet nie zbliża się do tego co ja myślę. To nie tylko to, że siedzę w pokoju,
a serce mi wali i wszystko o czym mogę myśleć to Glee. Nie tylko to, że jedyne
co chcę robić, to czytać na ten temat, mówić na ten temat i nigdy nie iść spać,
bo to oznaczałoby tracenie czasu, gdy mogę go poświęcić na Glee. Tak może
trwać przez całe dnie. To nie tylko to, że w głowie ciągle rozwiązuję Sudoku i
szukam numerów. W każdej rozmowie dążę do Glee lub liczb, nawet w takiej, kiedy
jest mowa o powstrzymaniu zachowań stymulujących, aby zakończyć krzyki i
rzucanie przedmiotami.
(to nie jest efekt kojarzenia ani ciśnienia wstydu,
ponieważ gdy autysta jest radośnie czymś pobudzony, znajdą się wokół ludzie,
którzy będą z tego szydzić i naśmiewać się. Niektórzy z nas biorą to do siebie,
starają się odciąć od swoich obsesji i pozwalają szydzącym zabrać sobie tą
unikalną, nieprzetłumaczalną radość i obrócić ją w coś brudnego i złego).
Nie o takie rozumienie obsesji chodzi jak to, które osoby
neurotypowe mogą zrozumieć i przetworzyć. To o czym ja mówię, wychodzi
dalej, nie jest uznawane jako
"normalne".
Chodzi o to, że doświadczenie tego stanu jest bardzo
bogate. Ma teksturę, jest żywe, składa się z warstw. Emanuje radością. To
jak maszyna do przytulania dla mojego mózgu. Powoduje, że moje serce
zaczyna bić szybciej i moje usta układają się do uśmiechu co parę minut.
Czuję jakby szły ze mnie iskry. Każdy fragment mojego ciała jest totalnie
zaangażowany w odczuwanie tej radości i zasilany dzięki tej obsesji. Wszystko
wokół staje się oczywiste.
To jest piękne. Jest idealne.
Dużo trzepię rękami, kiedy myślę o Glee lub kiedy skończę
Sudoku. Wydaję z siebie wtedy ciche, śmieszne dźwięki. Kręcę się w kółko. Kiwam
się i śmieję. Jestem szczęśliwa. Bycie austystą, dla mnie, oznacza wiele
różnych rzeczy, ale jedną z najlepszych rzeczy jest to, że mogę być tak
szczęśliwa, zachwycona rzeczami których nikt inny nie rozumie. Jestem
owinięta swoją radością do tego stopnia, że nie tylko nie ma znaczenia, że nikt
ze mną jej nie dzieli, ale wręcz może stać się zaraźliwa.
To jest ta część autyzmu, której nigdy nie mogę
wyjaśnić. To część, której nigdy nie chcę stracić. Bez tej części, nie warto
byłoby w ogóle mieć autyzmu.
Ludziom neurotypowym żal autystów. Ja współczuję
osobom neurotypowym. Współczuję każdemu, kto nie jest zdolny czuć, że trzepanie
rękami może tak bardzo wzmocnić wszystko co odczuwamy i wystrzelić nas prosto w
powietrze. Współczuję każdemu, kto nie rozumie jak piękne są wielokrotności
siedem, każdemu kto nie dostaje dreszczy na widok cienia kładącego się na
planszy gry rozłożonej na stole. Żal mi każdego, kto jest tak
ograniczony przez to, co jest uznane za dopuszczalne szczęście, że nigdy nie
zrozumie, że bycie autystą oznacza spacerowanie pośród tłumu, milczących,
smutnych ludzi i chowanie swojego szczęścia w wielkim ukryciu. Pozwalanie, aby
radość ogrzewała mnie, kiedy przebiegam myślą po znanych szlakach mojej
obsesji i rozjaśniała sobą cały dzień.
Przybiera miliony form. Chłopiec wyciszający się, trzepiący
rękami, buczący i śmiejący się. Obsesja odpowiednia do wieku - lub też
zupełnie nie pasująca. Przewracanie palcami przed oczyma, monolog,
echolalie. To wszystko, czego autyści powinni się wstydzić i przestać robić? To
jest sposób w jaki komunikujemy swoją radość.
Oto co zmieniłabym, gdybym mogła dokonać trzech zmian w
sferze tego jak świat widzi autyzm. Aby świat zrozumiał, że my odczuwamy
radość - czasem tak wielką i prywatną, wszechogarniającą, że przyćmiewa
wszystko co świat może poczuć.
Aby świat przestał pozbawiać nas naszej radości, przestał
chwytać nasze trzepoczące ręce i eliminować zainteresowania "niezgodne z
wiekiem ", przestał zawstydzać i wmawiać nam, że nie jesteśmy i nigdy nie
możemy być szczęśliwi. Aby nasza radość była ceniona i rozpoznawana jako część
naszej niepełnosprawności, prowadzona i wspólna.
Piszę o obsesyjnej radości w autyzmie. Więc jeżeli, jak
sądzę, pokuszę się na wyjaśnienie na czym polega inność rozumienia przeze mnie
obsesji (i przez to obsesyjnej radości), mogę przywołać stary obraz profesora
łapiącego niczego nie spodziewających się przechodniów i zatrzymującego ich do
wysłuchania półgodzinnego wykładu. Zbyt często taki obrazek
interpretujemy zniesmaczonymi oczyma niechętnego audytorium. Ja natomiast
chciałabym, abyście spojrzeli na tą samą rzecz oczyma wykładowcy, który nie
jest tak bardzo zdeterminowany, aby wbijać im do głowy wiedzę, jak oni nie są
otwarci na przypływ radości, której chcą się pozbawić.
Dlaczego miałbyś mnie tego pozbawiać?"
Twoje dzieci mają szczęście że mają taką mamę ...jak ty znajdujesz czas na to wszystko. Czy nigdy siły Cię nie opuszczają i nie masz ochoty tak po prostu usiąść i zapłakać. A gdzie w tym wszystkim chwila dla siebie - odpoczynek, relaks. Jak czytam twojego bloga to mam wrażenie że Twoja doba jest dłuższa od mojej hihi
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiam czy moje jelita choć trochę się podleczyły mimo tych moich wpadek żywieniowych(zaszkodziła gruszka, sok winogronowy, chleb) i małych odstępstw od etapów diety.Trudno też gotować dla rodziny bez próbowania smaku a karmienie małego bez próby czy jest gorące jego jedzenie.Te znikome ilości też mają pewno znaczenie - mam racje. pisałaś że mleko kokosowe to pierwszy etap czy drugi bo tu jest niespójność a ja jeszcze znalazłam informacje że dopiero po 3 miesiącach na diecie. czy jak wróciłaś ponownie na dietę z Kacperkiem po tej przerwie jak już wszystko jadł to znowu przechodziłaś przez etapy ? Jak chciałabym zrobić jeszcze raz intro to później znowu trzeba iść etapami od 1 czy już można przejść od razu dalej ?
OdpowiedzUsuńMonika dziękuję za te miłe słowa. Tak, są dni że mam wszystkigo dość, ale jest znacznie lepiej teraz niż 5 lat temu. człowiek się przyzwyczaja do wszystkiego:) Wbrew pozorom, czasu starcza, ja mam naturę osoby dość zorganizowanej, nie wiem może to pomaga? Jeżeli chodzi o płacz to już dawno doszłam do wniosku, że zupełnie niczego nie zmienia, a czuje się potem jeszcze gorzej więc zupełnie się tego oduczyłam. Hehe:) Co do diety to masz racje z tym, że nawet takie mini ilości szkodzą i wiem że to trudne bo rodzina, bo dziecko, ale takie próbowanie przeszkadza w gojeniu się jelit. Kacperek odkąd zaczał dietę w marcu od razu je wszystko na diecie z tego względu że jelita ma zdrowe. Tak jest nam dużo łatwiej. Ja to robię dla jego autyzmu, bo wyraźnie lepiej funkcjonuje gdy jest na diecie. Jeśli zrobisz znowu intro to nie musisz od nowa isc przez etapy. Wracasz tam gdzie byłaś przed. Co do mleka kokosowego to jest to etap 2 , ale sądze ze chodzi o robione w domu. Elaine Gotschall wyrażnie mówiła ze można wprowadzić go dopiero po 6 miesiącach na diecie. Miała ku temu istotny powód, bo niektórym ludziom bardzo ciężko poradzić sobie z nim. Zacznij od migdałowego, a jak koniecznie chcesz to bardzo ostrożnie wprowadzaj i wycofaj natychmiast jak coś się pogorszy.
OdpowiedzUsuńDodaje niezwykle wiele otuchy!
OdpowiedzUsuńAgnieszko, to wspaniale, że znowu piszesz bloga. Pomagasz i dodajesz siły i otuchy tak wielu osobom, ja też do nich należę. Pamiętam jak kilka lat temu czytałam Twojego bloga, łzy same płynęły mi po policzkach, bałam się bardzo przyszłośći, to był dopiero początek naszej drogi, zaledwie chwilę po tej druzgocącej wowczas diagnozie. Byłam i jestem nadal pełna podziwu dla Ciebie, Twojej siły i wielkiej miłości, bo chyba to ona daje Ci takiego "powera". Pozdrawiam, Kasia Ś.
OdpowiedzUsuńKasiu niezmiernie mnie cieszy kiedy ktoś ze starej drużyny zagląda z powrotem na bloga. Gdybyś napisała ciutkę więcej o sobie to na pewno bym sobie przypomniała, bo w zasadzie pamiętam wszystkie rozmowy wtedy prowadzone. Bardzo dziękuję ci za to co napisałaś, cieszy mnie niezmiernie jezeli moge komus pomoc, a już najbardziej cieszy mnie gdy osoby w takiej sytuacji jak nasza, z dzieckiem z autyzmem zaglądają tutaj, ponieważ uważam że w kupie siła:) , że musimy się trzymać razem. Ja też mogę się jeszcze wiele nauczyć od innych rodziców i zawsze otwarta jestem na wszelkie sugestie. Bardzo Cię pozdrawiam i zaglądaj do nas:)
OdpowiedzUsuń