sobota, 23 sierpnia 2008

Poranek na łące

Wczoraj wzięłam samochód i pojechałam z chłopcami do parku, który trochę oddalony jest od naszego domu. Było przyjemnie. Wzięłam koc, książeczki, jedzenie i picie dla dzieci i pojechaliśmy. Okazało się, że Kacperek był zachwycony, mógłby siedzieć na tym kocu do wieczora i słuchać jak mu czytam.
Niestety Gysiu wytrzymał tylko 15 minut i już chciał biec w kierunku huśtawek, więc musiałam zwijać manatki ku ogromnemu niezadowoleniu Kacperka i resztę czasu spędziliśmy już mniej przyjemnie, bo jeden ciągnął w kierunku łąki, a drugi w kierunku drabinek.

Nie rozdwoję się.

Pomyślałam, że teraz wyjście z Kacperkiem mogłoby być już całkiem przyjemne gdybyśmy byli sami. Dawniej taka opcja nie wchodziła w grę. Tak było:











piątek, 22 sierpnia 2008

Cykada


Dokładnie taki oto przyjemniaczek wpadl mi dzisiaj do pokoju, a najgorsze było to, że Piotrka nie było w domu. Myślałam że dostanę zawału serca. Miał z pewnością ponad 10 cm. Od dziś będę już zawsze pilnować aby siatki w oknach były zasunięte...



Na szczęście siedziała tylko na firance więc wystarczyło strzepnąć za okno.

Nogi miałam jak z waty.

czwartek, 21 sierpnia 2008

Bronx Zoo



W ramach tego, że nigdzie nie wyjeżdżamy tego lata, a Kacperek przecież ma wakacje, wybraliśmy się dzisiaj do zoo.

Byłam już tam trzeci raz, więc nic mnie nie zdziwiło, ale Piotrek był po raz pierwszy i wyszedł zawiedziony.
Zoo ma ogromną przestrzeń. Dla zwierząt są to bardzo dobre warunki. Jednak każdy kij ma dwa końce. Przekłada się to na to, że zwierząt prawie nie widać.
Lwa można było zobaczyć w ilości sztuk 1 z odległości ok. 50 metrów. Lew nie był tu żadnym wyjątkiem.

Zoo jest według mnie fatalnie oznakowane. Usytuowane nad Bronx River w czymś co zapewne kiedyś było lasem, a teraz jest jego nikłą pozostałością.
Imponuje ekspozycja goryli z Kongo, a poza tym raczej niewiele. Według mapy i opisu zoo ma dużą ilość gatunków do zaprezentowania, jednak nie jest się w stanie odwiedzić wszystkich ekspozycji w ciągu jednej wizyty.

Człowiek wraca kompletnie padnięty i nie do końca zadowolony, bo widział niewiele, umęczyło go stanie w kolejkach i szukanie źle oznakowanej drogi oraz przepychanie się przez tysiące (dosłownie) wizytujących.

A jak chłopaki? Gyś już przy pierwszych żyrafach dostał opadu szczeny i zaniemówił na dobre, do końca pobytu zdołał jedynie bez przerwy wszystko pokazywać palcem i zapomnieć o obowiązkowej południowej drzemce. Jeżdżąc zaś na Bug Carousel na zmianę cieszył się i popłakiwał ze strachu.

Kacperek zaś gorzej. Nie spodziewałam się wiele, no tak...
Jeżeli zwierzę było dość duże to rzucał na nie jednosekundowe spojrzenie po czym odwracał wzrok i już go nie interesowało. Na małe nie zwracał żadnej uwagi.
Spodobała mu się jazda kolejką na szynie zawieszonej nad wybiegami. Chodziło jednak o kolejkę, a nie o zwierzęta. Widać było, że przeszkadza mu tłum ludzi i kiedy Piotrek zabrał go do męskiej toalety Kacper dostał prawdziwej histerii.

Wbrew temu co się spodziewacie histeria była spowodowana tym, że odchodzą ode mnie.

Ostatnio pojawiła się jakaś totalna obsesja na moim punkcie. W domu chodzi ciągle za mną, zasypia tylko ze mną po godzinnym smyraniu mnie po ciele (pisałam o tym w poście Dotyk), nie mogę zamknąć się w łazience, bo natychmiast słyszy dźwięk z drugiego końca mieszkania i przybiega z płaczem (płacz to mało powiedziane), dziś już nawet nie chciał zejść sam ze schodów tylko musiał czekać na mnie i trzymać mnie za rękę. Wykończę się przez to.

Także jak widzicie reakcje Kacperka w zoo niczym nas nie zaskoczyły. Nie wiem nawet czy ten dzień sprawił mu przyjemność, choc patrząc na zdjęcia mozna by wyciągnąc odmienny wniosek:

















sobota, 16 sierpnia 2008

Kamilek nie pozwala mi się nudzić



Święta prawda z tym, że jeżeli dziecko jest zbyt cicho to jest to co najmniej podejrzane. W przypadku Kamilka sprawdza się to w zasadzie w 100%.
Kacperek nie był taki. Już w tym wieku było widać pewne drobne problemy, nie mówiąc o kilku zmianach neurologicznych.

Dlatego mam dla Kamilka (dla Kacperka oczywiście też) ogromną pobłażliwość:)) Udaję tylko, że się gniewam, a w duszy cieszę się jak dziki osioł.

Nawet jeśli trzeba się potem urobić:)


piątek, 15 sierpnia 2008

D ... U ... M... A...


Dzisiaj na forum DI weszłam sobie na wątek, w którym było przekierowanie do tej strony. Urywek z programu "Mam talent"

Nic chyba nie wprawia mnie w równie wielki smutek i żal jak widok dzieci, które odnoszą sukcesy.


Co prawda dawno to już było, ale na Dzień Matki, w kościele podczas Mszy Św. zorganizowano występ dzieci. Ksiądz poprosił wszystkie dzieci z kościoła na środek, razem do tych z chórku. Stały na środku i śpiewały dla mam jak bardzo je kochają. Kacperek siedział z nami w ławce. Jako jeden z niewielu.

Wyłam.

Nie z zachwytu.


W Nowym Jorku popularna jest taka naklejka na samochód "My child is the best student of the month". Kiedy jedziemy za takim samochodem zawsze mam łzy na końcu nosa i dopowiadam sobie, że chciałabym pokazać im naklejkę na moim samochodzie "My child is sick". "My child doesn't communicate" czy coś w tym stylu.

Gdy człowiek popatrzy na świat z perspektywy rodzica chorego dziecka, widać że duma może nieść ze sobą zło...

Wcale się nie spodziewam, że zrozumiecie mojego dzisiejszego posta. Pewnie jest trudno, spoglądając z innej perspektywy.

Ja inaczej patrzę na świat.





















czwartek, 14 sierpnia 2008

Nowa szefowa daje popalić

Wyjaśniło się - nie mamy telewizji, bo nowa właścicielka poodłączała kable w piwnicy. Udaje, że nie wie o co chodzi. Wszystko wskazuje na to, że jest to działanie celowe. Ona jest osobą inteligentną i cwaną. Przy tym wszystkim złośliwą.

Niestety ostatnio spotykaja nas same ludzkie niegodziwości - zauważyliście? Zaczęło się chyba od tego telefonu...

Nasz poprzedni właściciel zadzwonił dzisiaj do Piotrka i ostrzegł go, abyśmy założyli sobie jak najszybciej internet na swoje nazwisko, bo ten który mieliśmy dotychczasowo (ich własność, dzielona na trzy mieszkania - oczywiście płaciliśmy za to) lada moment przestaje działać, jako że ona go do niczego nie potrzebuje i pewnie odłączy.

Nie zdziwcie się, że mnie nie ma ani tutaj ani na forum DI jeżeli zamilkne na kilka dni - będziecie wiedzieć o co chodzi.

wtorek, 12 sierpnia 2008

Wakacje

Rozpoczęły się wakacje. W poniedziałek był ostatni dzień szkoły letniej.

Już mi się dały trochę we znaki, bo akurat tak wypadło, że Piotrek pracował dziś do 22ej. Zabrałam chłopców na spacer. Jak wiecie, nie lubię chodzić z Kacperkiem na place zabaw, przez te wszystkie niemiłe i głupie komentarze jakich co poniektórzy sobie nie szczędzą. Przykre to.

Trochę niewykonalne będzie trzymać się od nich z daleka przez resztę wakacji, trudno będę musiała przełykać tą odrobine goryczy.

Zabrałam chłopców dzisiaj do sklepu zoologicznego, oglądali rybki, Kamilek był zachwycony, Kacperek mniej. Zobaczyli Arę, była olbrzymia i niebieska. Trochę agresywna. Pojeździli też trochę na automatach na pieniążki, ale kiedy skończyły się atrakcje Kacper zaczął marudzić i w atmosferze jojczenia i zawodzenia szliśmy dalej. Gdy tylko wychodzi z domu nabiera negatywnego stosunku do całego świata. Doprawdy irytujące jest to jak narzeka na przyjemny przecież spacer, gdzie można pooglądać tyle ciekawych rzeczy wokół.

Ja też nie mogę iść spokojnie i odpoczywać, bo nawet gdy w danym momencie nie marudzi to czekam kiedy tylko zacznie.

Na dobitkę nie ma znowu telewizji, a to bardzo utrudnia wytrzymanie z nim w domu. Nie ma co się oszukiwać. Kacperek ma dobry humor tylko wtedy gdy dzień ułoży się pod niego. Jeżeli cokolwiek przebiega nie po jego myśli to marudzi, płacze i to jest tak denerwujące, że zazwyczaj ustępujemy...

Dostaliśmy wypowiedzenie mieszkania z końcem września. Bardzo nam to nie pasuje, bo dopiero po rozmowie z nową właścicielką uświadomiliśmy sobie, że ta data pokrywa się z naszym wyjazdem do Rhineback do Jana od Boga. Dwa ostatnie dni września i dwa pierwsze października nie ma nas w Nowym Jorku. Jak więc mamy się wyprowadzić??

Piotrek zdecydował, że nie ruszamy się stąd do 1 listopada. Tak, tylko że to oznacza kłopoty ze strony nowej pani na włościach...

niedziela, 10 sierpnia 2008

Incydent

Aż mną trzęsie.

Bylismy na spacerze. Całą rodziną. Przechodząc zobaczyliśmy na jednej z ulic coś w rodzaju festynu. Były rozłożone takie wielkie dmuchane zjezdżalnie dla dzieci, wiecie, takie na 15 metrów wysokości z drabinkami itp. Postanowiliśmy wstąpić, aby Kacperek trochę po tym pobiegał. Byłam przygotowana, że trzeba będzie zapłacić. Okazało się, że nie ma żadnych opłat, każdy wchodzi jak chce, więc zdjęłam buty Kacperkowi i puściłam go. Przyglądaliśmy się z chodnika jak Kacperek się bawił. Piotrek trzymał Gysia na barana.

W pewnym momencie zauważyłam, że jakaś baba szarpie Kacperka. Coś do niego krzyczy i kiedy on nie reaguje, ona szarpie go za koszulkę i wrzeszczy. Nawet nie miałam czasu krzyknąć na Piotrka. Zagotowało mnie w pół sekundy i poleciałam do baby.

Awantura. Usiłowałam dowiedzieć się co się stało, ale gdy zobaczyłam jej agresję, to we mnie wstapiło to samo. Zawrzałam. Baba zobaczyła Piotrka i z pełną agresją pognała do niego. Zaczęła go wyzywać, wrzeszczeć, że to jest prywatna impreza i że mamy się wynosić.

Piotrek nie wiedział, że zamierzała się na Kacperka, więc na początku starał się być z nią grzeczny. Ja dobiegłam, mówię mu po angielsku: nie rozmawiaj z nią, ona jest kompletnie pijana, nie warto. Ona zaś jak to usłyszała to wystartowała do mnie. Rozłożyła szeroko ręce, tak trochę za siebie, przytknęła swój nochal niemalże do mojego nosa i wrzeszczy mi prosto w twarz.

Tylko czekam kiedy mnie uderzy. Wiedzialam, że to jest kwestia czasu. Narastała we mnie coraz większa agresja. Miałam w nosie swoje obcasy i sukienkę. Przed oczami widziałam tylko scenę, w której szarpie Kacperka. W momencie kiedy powiedziała " get the fuck off the street", a ja jej na to "fuck yourself" wiedziałam już że cios padnie. Popchnęła mnie ile tylko miała siły, no więc ja ją też. Na to Piotrek , wciąż z Gysiem na barana, odepchnął ją ode mnie. Na to wszystko przyleciał mąż tej baby i zaczęli się przepychać z Piotrkiem. Tamten krzyknął, żeby Piotrek odwalił się od jego żony, a Piotrek na to, żeby sobie w takim razie żony pilnował. Baba doskoczyła do nich i oni oboje na Piotrka z dzieckiem na ramionach. Doskoczyli ludzie i rozgonili towarzystwo. Piotrek zaczął dzwonić na policję.

Przyszła jakaś znajoma tamtej baby i zaczęła nas przepraszać, że to faktycznie jest impreza zamknięta, że tamta była wypita, żeby nie dzwonić na policję. Powiedzieliśmy, że powinni imprezę oznakować jako zamkniętą. Takie rzeczy muszą być wiadome.

Poszliśmy stamtąd . Nie warto. Uff

Dawno się tak nie wsciekłam. Kacperek był przestraszony, a kiedy ona mnie popchnęła zaczał płakać.

***

Dodam jeszcze, że Kacperek przestal robic "jjjjiiiii". Językiem wciąż się bawi, ale już trochę mniej.

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

:)

Kamilek pierwszy raz dzisiaj mnie pocałował:)) Ale fajnie:))

niedziela, 3 sierpnia 2008

Żeby nie było zbyt nudno...

Właściciele domu, w którym mieszkamy uzyskali wreszcie rozwód, po trzech latach walki. Skutkuje to tym, że dotychczas mieszkał tu on (on był postacia pozytywną), a teraz się zamieniają domami i już w przyszłym tygodniu wprowadza się ona - jędza. Zażyczyła sobie, że chce mieć dom pusty.

Fora ze dwora!

Tą wspaniałą wiadomość mamy oficjalnie otrzymać zaraz po jej wprowadzeniu się, na razie dowiedzieliśmy się tylko nieoficjalnie od niego.

W ten przyjemny sobotni wieczór słucham sobie muzyczki i popijam nerwosol. Przez ostatnie kilka dni mam taki nastrój, że mam ochotę wszystkim tym...
Albo strzelić sobie w łeb.
Ostatnio jest ciągle pod górkę. Dzieci mnie denerwują, nie słuchają, wczoraj pomalowali ścianę w pokoju, non- stop któryś coś chce i wyją jeden przez drugiego. Dom wariatów. Mam ochotę uciec z dala od tego życia.




A to są skutki tego, że pozwoliliśmy rysować po podłodze...