sobota, 22 listopada 2008

Siedziałam sobie dziś rano na łóżku Kacperka karmiąc go kanapką z masłem migdałowym i zupełnie bezmyślnie powiedziałam, ot tak, w powietrze: "Kacper przynieś Szklaną Górę to poczytamy." Wstał, podszedł do kosza z książkami i wygrzebał z niego Szklaną Górę. Oniemiałam. Podał mi i czytałam, a on słuchał.

Rozumienie znacznie poszło do przodu. To co stało się rano jest dla mnie zupełnym zaskoczeniem. To bardzo trudne jak na jego możliwości.

Od jakiegoś tygodnia też wyraźnie zaczął wokalizować. Słyszę wiele sylab. Najróżniejszych. Umie powiedzieć "nie" (jednak tylko w sytuacjach sprzeciwu) i coś na kształt "daj", ale rozmyte i niewyraźne.
Ze szkoły donieśli, że idzie mu teraz lepiej, nauczył się pedałować na trójkołowym rowerku i kopać piłkę. W domu też jest grzeczny.

Mamy teraz remont kuchni. Mieszkanie które wynajęliśmy jest o niebo lepsze od poprzedniego, jednak kuchnia była tu fatalna. Piotrek wszystko przerabia. Będzie cud, miód i orzeszki. To prezent dla mnie.

Więc, jak widać, wciąż żyjemy na walizkach, w kartonach, gruzie, pyle itp. Mam nadzieję, że do Święta Dziękczynienia uporamy się ze wszystkim. A to już najbliższy czwartek.

Już czuję ten zapach pieczonego indyka...

1 komentarz: