niedziela, 22 czerwca 2014

Obsesyjna radość w autyzmie

Chciałabym abyście posłuchali jak chora na autyzm Julia Bascom opisuje swoje doznania radości. Miłej lektury i refleksji życzę:)

" Mam autyzm. Potrafię mówić. Długo mówiłam do samej siebie, zanim byłam w stanie odezwać się do drugiej osoby. Moja integracja sensoryczna to kompletny bałagan. Moje rozumienie języka nie zawsze jest najlepsze i często mam problem z przetwarzaniem sytuacji społecznych. Nie potrafię żyć na własną rękę, pójść na uczelnię czy radzić sobie w związkach z powodzeniem. Mogę wyjaśnić, żałować i nie życzyć sobie wielu faktów na swój temat i na temat mojego autyzmu: kłopotów ze znalezieniem odpowiednich słów, aby wyrazić co naprawdę miałam na myśli, wolniejszego rozumienia sytuacji międzyludzkich, mojej gumowatej mimiki, mojego lęku, dysfunkcji zmysłów, tendencji mojego mózgu, by zawieszać się na samo-destruktywnych działaniach, które kończą się na pogotowiu.

Mogę się skarżyć na to, że jestem skazana na uspołecznianie, edukację i sposób wychowania przeznaczony dla autystów, na czucie się obco, na brak wsparcia, zrozumienia i ciągłą konieczność nauki.

Wiele rzeczy może uczynić mnie  nieszczęśliwą, przy jednoczesnej obojętności otoczenia. Wiele spraw jest trudniejszych.

Jednak niektóre, niektóre rzeczy są dużo prostsze. Bycie autystą oznacza, że czasami czujesz nieprawdopodobne szczęście. Dlatego musisz trzepać rękami. W kólko powtarzać ruchy. Mieć wspaniałe obsesje (moje to Sudoku i Glee - wcale się tego nie wstydzę).

Teraz, być  może, tego  nie rozumiesz. Być może dlatego, że obsesja i stymulacje znaczą dla Ciebie coś innego niż dla mnie. Nie tylko, znaczą dla was coś innego, ale wasza  interpretacja nawet nie zbliża się do tego co ja myślę. To nie tylko to, że siedzę w pokoju, a serce mi wali i wszystko o czym mogę myśleć to Glee. Nie tylko to, że jedyne co chcę robić, to czytać na ten temat, mówić na ten temat i nigdy nie iść spać, bo to oznaczałoby tracenie czasu, gdy mogę go poświęcić na Glee. Tak może trwać przez całe dnie. To nie tylko to, że w głowie ciągle rozwiązuję Sudoku i szukam numerów. W każdej rozmowie dążę do Glee lub liczb, nawet w takiej, kiedy jest mowa o powstrzymaniu zachowań stymulujących, aby zakończyć krzyki i rzucanie przedmiotami.
(to nie jest efekt kojarzenia ani ciśnienia wstydu, ponieważ gdy autysta jest radośnie czymś pobudzony, znajdą się wokół ludzie, którzy będą z tego szydzić i naśmiewać się. Niektórzy z nas biorą to do siebie, starają się odciąć od swoich obsesji i pozwalają szydzącym zabrać sobie tą unikalną, nieprzetłumaczalną radość i obrócić ją w coś brudnego i złego).

Nie o takie rozumienie obsesji chodzi jak to, które osoby neurotypowe mogą zrozumieć i przetworzyć. To o czym ja  mówię, wychodzi dalej, nie jest  uznawane jako "normalne".

Chodzi o to, że doświadczenie tego stanu jest bardzo bogate.  Ma teksturę, jest żywe, składa się z warstw. Emanuje radością. To jak maszyna do przytulania dla mojego mózgu.  Powoduje, że moje serce zaczyna bić szybciej  i moje usta układają się do uśmiechu co parę minut. Czuję jakby szły ze mnie iskry.  Każdy fragment mojego ciała jest totalnie zaangażowany w odczuwanie tej radości i zasilany dzięki tej obsesji. Wszystko wokół staje się oczywiste.

To jest piękne. Jest idealne. 

Dużo trzepię rękami, kiedy myślę o Glee lub kiedy skończę Sudoku. Wydaję z siebie wtedy ciche, śmieszne dźwięki. Kręcę się w kółko. Kiwam się i śmieję. Jestem szczęśliwa. Bycie austystą, dla mnie, oznacza wiele różnych rzeczy, ale jedną z najlepszych rzeczy jest to, że mogę być tak szczęśliwa,  zachwycona rzeczami których nikt inny nie rozumie. Jestem owinięta swoją radością do tego stopnia, że nie tylko nie ma znaczenia, że nikt ze mną jej nie dzieli, ale wręcz może stać się zaraźliwa.

To jest ta część autyzmu, której nigdy  nie mogę wyjaśnić. To część, której nigdy nie chcę stracić. Bez tej części, nie warto byłoby w ogóle mieć autyzmu.

Ludziom neurotypowym żal autystów.  Ja współczuję osobom neurotypowym. Współczuję każdemu, kto nie jest zdolny czuć, że trzepanie rękami może tak bardzo wzmocnić wszystko co odczuwamy i wystrzelić nas prosto w powietrze. Współczuję każdemu, kto nie rozumie jak piękne są wielokrotności siedem, każdemu kto nie dostaje dreszczy na widok cienia kładącego się na planszy gry  rozłożonej  na stole. Żal mi każdego, kto jest tak ograniczony przez to, co jest uznane za dopuszczalne szczęście, że nigdy nie zrozumie,  że bycie autystą oznacza spacerowanie pośród tłumu, milczących, smutnych ludzi i chowanie swojego szczęścia w wielkim ukryciu. Pozwalanie, aby radość ogrzewała mnie, kiedy przebiegam myślą po znanych szlakach  mojej obsesji i rozjaśniała sobą cały dzień.

Przybiera miliony form. Chłopiec wyciszający się, trzepiący rękami, buczący i śmiejący się. Obsesja odpowiednia do wieku  - lub też zupełnie nie pasująca.  Przewracanie palcami przed oczyma, monolog, echolalie. To wszystko, czego autyści powinni się wstydzić i przestać robić? To jest sposób w jaki komunikujemy swoją radość.

Oto co zmieniłabym, gdybym mogła dokonać trzech zmian w sferze tego  jak świat widzi autyzm. Aby świat zrozumiał, że my odczuwamy radość - czasem tak wielką i prywatną, wszechogarniającą, że przyćmiewa wszystko co świat może poczuć.
Aby świat przestał pozbawiać nas naszej radości, przestał chwytać nasze trzepoczące ręce i eliminować zainteresowania "niezgodne z wiekiem ", przestał zawstydzać i wmawiać nam, że nie jesteśmy i nigdy nie możemy być szczęśliwi. Aby nasza radość była ceniona i rozpoznawana jako część naszej niepełnosprawności, prowadzona i wspólna.

Piszę o obsesyjnej radości w autyzmie. Więc jeżeli, jak sądzę, pokuszę się na wyjaśnienie na czym polega inność rozumienia przeze mnie obsesji (i przez to obsesyjnej radości), mogę przywołać stary obraz profesora łapiącego niczego nie spodziewających się przechodniów i zatrzymującego ich do wysłuchania półgodzinnego wykładu. Zbyt często taki obrazek  interpretujemy zniesmaczonymi oczyma niechętnego audytorium. Ja natomiast chciałabym, abyście spojrzeli na tą samą rzecz oczyma wykładowcy, który nie jest tak bardzo zdeterminowany, aby wbijać im do głowy wiedzę, jak oni nie są otwarci na przypływ radości, której chcą się pozbawić.

Dlaczego miałbyś mnie tego pozbawiać?"


6 komentarzy:

  1. Twoje dzieci mają szczęście że mają taką mamę ...jak ty znajdujesz czas na to wszystko. Czy nigdy siły Cię nie opuszczają i nie masz ochoty tak po prostu usiąść i zapłakać. A gdzie w tym wszystkim chwila dla siebie - odpoczynek, relaks. Jak czytam twojego bloga to mam wrażenie że Twoja doba jest dłuższa od mojej hihi

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak się zastanawiam czy moje jelita choć trochę się podleczyły mimo tych moich wpadek żywieniowych(zaszkodziła gruszka, sok winogronowy, chleb) i małych odstępstw od etapów diety.Trudno też gotować dla rodziny bez próbowania smaku a karmienie małego bez próby czy jest gorące jego jedzenie.Te znikome ilości też mają pewno znaczenie - mam racje. pisałaś że mleko kokosowe to pierwszy etap czy drugi bo tu jest niespójność a ja jeszcze znalazłam informacje że dopiero po 3 miesiącach na diecie. czy jak wróciłaś ponownie na dietę z Kacperkiem po tej przerwie jak już wszystko jadł to znowu przechodziłaś przez etapy ? Jak chciałabym zrobić jeszcze raz intro to później znowu trzeba iść etapami od 1 czy już można przejść od razu dalej ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Monika dziękuję za te miłe słowa. Tak, są dni że mam wszystkigo dość, ale jest znacznie lepiej teraz niż 5 lat temu. człowiek się przyzwyczaja do wszystkiego:) Wbrew pozorom, czasu starcza, ja mam naturę osoby dość zorganizowanej, nie wiem może to pomaga? Jeżeli chodzi o płacz to już dawno doszłam do wniosku, że zupełnie niczego nie zmienia, a czuje się potem jeszcze gorzej więc zupełnie się tego oduczyłam. Hehe:) Co do diety to masz racje z tym, że nawet takie mini ilości szkodzą i wiem że to trudne bo rodzina, bo dziecko, ale takie próbowanie przeszkadza w gojeniu się jelit. Kacperek odkąd zaczał dietę w marcu od razu je wszystko na diecie z tego względu że jelita ma zdrowe. Tak jest nam dużo łatwiej. Ja to robię dla jego autyzmu, bo wyraźnie lepiej funkcjonuje gdy jest na diecie. Jeśli zrobisz znowu intro to nie musisz od nowa isc przez etapy. Wracasz tam gdzie byłaś przed. Co do mleka kokosowego to jest to etap 2 , ale sądze ze chodzi o robione w domu. Elaine Gotschall wyrażnie mówiła ze można wprowadzić go dopiero po 6 miesiącach na diecie. Miała ku temu istotny powód, bo niektórym ludziom bardzo ciężko poradzić sobie z nim. Zacznij od migdałowego, a jak koniecznie chcesz to bardzo ostrożnie wprowadzaj i wycofaj natychmiast jak coś się pogorszy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodaje niezwykle wiele otuchy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Agnieszko, to wspaniale, że znowu piszesz bloga. Pomagasz i dodajesz siły i otuchy tak wielu osobom, ja też do nich należę. Pamiętam jak kilka lat temu czytałam Twojego bloga, łzy same płynęły mi po policzkach, bałam się bardzo przyszłośći, to był dopiero początek naszej drogi, zaledwie chwilę po tej druzgocącej wowczas diagnozie. Byłam i jestem nadal pełna podziwu dla Ciebie, Twojej siły i wielkiej miłości, bo chyba to ona daje Ci takiego "powera". Pozdrawiam, Kasia Ś.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasiu niezmiernie mnie cieszy kiedy ktoś ze starej drużyny zagląda z powrotem na bloga. Gdybyś napisała ciutkę więcej o sobie to na pewno bym sobie przypomniała, bo w zasadzie pamiętam wszystkie rozmowy wtedy prowadzone. Bardzo dziękuję ci za to co napisałaś, cieszy mnie niezmiernie jezeli moge komus pomoc, a już najbardziej cieszy mnie gdy osoby w takiej sytuacji jak nasza, z dzieckiem z autyzmem zaglądają tutaj, ponieważ uważam że w kupie siła:) , że musimy się trzymać razem. Ja też mogę się jeszcze wiele nauczyć od innych rodziców i zawsze otwarta jestem na wszelkie sugestie. Bardzo Cię pozdrawiam i zaglądaj do nas:)

    OdpowiedzUsuń