poniedziałek, 14 kwietnia 2008

Rozmyślania o dietach

Nawiązując do wczorajszego postu.

Wybrałam się dzisiaj (w ramach poprawiania sobie humoru), po raz pierwszy chyba od dwóch lat na solarium i tak przyszło mi do głowy, że to świetne miejsce na ... dojrzewanie bananów.

odżizys!

No tak, bo przecież ani samo światło, ani samo ciepło, nie powodują przyspieszenia procesu dojrzewania. Musi być jedno i drugie. Solarium jest stojące, więc chyba to żaden problem bym przy najbliższej okazji położyła banany obok na podłodze, przetestowała i dała znać czy taka metoda działa. Trzymajcie kciuki:) UAKTUALNIENIE: nic z tego kochani! Solarium nie przyspiesza dojrzewania bananów ( turbo, 7 minut, bardzo silne lampy - nic nie dało).

Póki co, moje banany dalej nie są odpowiednie do zrobienia muffinków z masła cashew, powiesiłam je na południowym oknie, do słońca, w plastikowej torbie wraz z jabłkiem które ma około miesiąca, ale wciąż niestety wygląda jak świeże... Na razie w żaden inny sposób nie mogę przyspieszyć procesu ich dojrzewania.


Napotkałam dzisiaj na internecie dyskusję rodziców dzieci autystycznych, temat dotyczył tego czy jest sens wprowadzania tej diety u dzieci, które nie mają objawów gastrycznych. Okazuje się, że jak najbardziej. Jedna matka przyznała, ze jej córeczka, która nie wykazywała żadnych problemów trawiennych, po dwóch latach na diecie straciła diagnozę i że dieta miała tu duże znaczenie. Inni rodzice mówili, że pomogła w zlikwidowaniu złych zachowań i stymulacji. Zresztą u nas też to widziałam. Ogólnie rzecz biorąc warto spróbować. Zalecam danie sobie czasu 4 miesięcy na próbę. Jeżeli po tym czasie nie będziecie widzieć poprawy w zachowaniu dziecka, wrócicie do starych metod żywienia.

4 miesiące.

Na tyle można się poświęcić, a zapewniam, że sporo z Was zauważy różnicę i okres ten przedłuży.

My mieliśmy to samo podejście, daliśmy sobie 4 miesiące. Dopiero jest 3 i pół, a ja już dawno wiem, że Kacper na tej diecie pozostanie z pewnością dobrych kilka lat. Je zdrowo, wartościowo i nie mamy w diecie żadnych zapychaczy. Pomaga mu i to najważniejsze. Znowu przybiera na wadze:)

Rozmyślalam sobie wczoraj nad obiema dietami SCD i GFCF. Zrozumiałam dlaczego wolę tą obecną. Oczywiście zasadniczo dlatego, że bardziej pomogła. Poza tym GFCF polegalo głównie na tym, że były określone produkty których nie można jeść. Sprowadzało się to do wyszukiwania po sklepach mąk bezglutenowych, wafelków ryżowych, czytaniu etykiet i ogólnie wyszukiwaniu dozwolonych produktów, a potem tworzeniu z nich potraw.

Tu zaś jest na odwrót, podane są tylko takie produkty które można jeść. Przepisy są gotowe, tabele podają kiedy co można wprowadzić. Nie ma dowolności, szerokich możliwości improwizacji, miejsca na kreatywność. To mnie niejako odciąża psychicznie, bo nie musze myśleć co zrobić i w jaki sposób, podaję tylko to co wolno, a swoją energię mogę spożytkować w inny sposób... najróżniejszy, jak kto woli:)

Nie chcę absolutnie umniejszać tu znaczenia GFCF. Na pewno tamta dieta jest dobra, pomaga wielu dzieciom i gdybym musiała przechodzić wszystko od początku z pewnością znowu spróbowałabym tamtej diety jako pierwszej. Daje ona szersze możliwości, a przecież większość przepisów SCD spełnia wymogi GFCF. Można więc czerpać z wielu przepisów zamieszczonych tutaj.

Nasz gastrolog Dr Krigsman ma ciekawe podejście, bo ilekroć do niego pojedziemy mówi: -zapamiętajcie to sobie dobrze. W autyźmie nie szkodzi gluten, nie szkodzi kazeina, ale szkodzi KAŻDE jedzenie! Dziurawe jelito przepuszcza wszystko, a powinno być szczelne i tylko przetrawione odpowiednio jedzenie powinno docierać do krwioobiegu. Gdybym sam miał chorego na autyzm syna, to z pewnością przestawiłbym go na pozajelitowe karmienie co najmniej na rok. Nie moge tego zrobic z Kacprem, bo by mnie zamknęli, ale ze swoim zrobiłbym to napewno.

Rzeczywiście, gdy musiałam przygotować Kacperka do biopsji i nie mógł nic jeść przez 48 godzin przed zabiegiem, to było to jego najlepsze 48 godzin od początku choroby.

Dlatego właśnie tak Dr Krigsman namawiał mnie abym przestała karmić Kamilka piersią w sytuacji gdy zobaczył w jakim stanie są jego jelita, zapisał mu mieszankę elementarną, która ma białka rozłożone na aminokwasy, nie wymagające trawienia, od razu wchłaniane. Namawiał nas też zdecydowanie, żeby to samo zrobić z Kacperkiem. Karmić wyłącznie Neocate. Dostaliśmy nawet receptę... nie starczyło odwagi.

Gdybym widziała, że SCD nie pomaga, albo pomaga niewiele, to sięgnęłabym po ten krok. Ze względu jednak na fakt, że SCD leczy jelita, a Neocate tylko "omija problem" pozostaliśmy przy diecie. Czas pokaże czy słusznie.

Kacperek pojechał dziś całą szkołą do ZOO. Nastawiałam się od miesiąca, że pojedziemy z nim. Piotrek przecież pracuje tylko na noce ostatnio. Pech jednak chciał, że wyjątkowo dzisiaj musiał jechać kończyć jakąś zaległą łazienkę, więc ja musiałam zostać z Kamilkiem w domu.
Szkoda, myślałam, że fajne zdjęcia będą, jest piękna pogoda.

Wczoraj wieczorkiem, gdy chłopcy już spali, przyszła do mnie koleżanka. Jej córeczka też ma autyzm. Dla mnie to wciąż jest bardzo dziwne, bo byłyśmy przyjaciółkami jeszcze zanim nasze dzieci były chore. Potem autyzm zabrał jej córeczkę, pół roku później mojego synka. Jaka to ironia losu, że padło na nas obie...

Ale chciałam napisać o czymś innym. Wypełniałyśmy papiery na wizytę do Neubrandera. Były tysiące pytań o zachowanie dziecka. Oczywiście temat rozmowy krążył wokół dziwacznych zachowań naszych dzieci. W pewnym momencie złapałyśmy się na tym, że śmiejemy się z nich.
-Popatrz Monika - powiedziałam - tylko nam tak wolno. Z nikim innym nie możesz o tej sprawie w ten sposób rozmawiać . Bo osoby, których to bezpośrednio nie dotknęło, nigdy nie odważyłyby się śmiać przy nas z zachowań dzieci, by nas nie urazić.
Tylko my możemy, obie siedzimy zanurzone w tym bagnie po same uszy, rozumiemy się i nie jesteśmy w stanie się wzajemnie urazić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz