poniedziałek, 5 maja 2008

Niedzielne przemyślenia

Miła to była niedziela. Kacperek ostatnio reaguje natychmiast na wołanie, na proste komendy, nawet na same gesty ręką.

Odwiedzili nas dzisiaj znajomi, Kacperek siedział większość czasu między nimi i nie opuszczał "wujka". Siadał mu na kolana i całował. Wszyscy byliśmy tym zaskoczeni, ale nie wiem czy to interpretować na plus czy na minus.

Owszem, dobrze, że garnie sie do ludzi, bo to jest zachowanie socjalne, ale u nas jest problem innego typu. Kacperek nie czuje granicy, dystansu do obcych. Na placu zabaw potrafi podejść do najbliżej stojącej osoby i ciągnąć ją za rękę w stronę huśtawek jeśli chce się huśtać. Czasem podbiegnie do mnie, a czasem do najbliżej stojącej osoby. Piotrek strasznie to przeżywa. Zdarzyło się kilka razy, że Kacperek podbiegł do kogoś coś jedzącego i chciał mu wyrwać. Dziecko czteroletnie, wyglądajęce na 5-6 lat.

Niestety dużo takich obciachowych sytuacji nam funduje. Depta ludziom po butach, nie usunie się na bok, gdy ktoś starszy przechodzi, wpada na ludzi, przepycha się. Staje sobie za blisko kogoś. Nie rozumie, że są granice prywatności jakie ludzie wobec siebie ustalili i przestrzegają, strefa osobista w promieniu, powiedzmy, pół metra, gdzie nie staje się za blisko drugiej osoby.

Często mam przez to nieprzyjemne sytuacje. Wiem też, że teraz jeszcze wiele z tego uchodzi mu na sucho, ludzie widząc dziecko, reagują czasem żartobliwie bądź serdecznie, ale gdy będzie starszy takie zachowania będą interpretowane jako agresja, lekceważenie. Boję się pomyśleć co może się stać gdy nie będzie nas w pobliżu. Dzisiaj miałam tego namiastkę. W parku szliśmy alejką. Stało czterech dryblasów na oko 20 letnich. Kacper przechodząc potrącił jednego z nich i bez słowa poszedł sobie dalej. Tamten odwrócil się jak oparzony z miną "komu by tu wpier...", ale gdy zobaczył, że to tylko dziecko to odpuścił. No tak. Gdyby jednak ta sytuacja miała miejsce za 15 lat to wiem, że skończyłaby się zupełnie inaczej. Ciężko myśleć o takich rzeczach. Dobrze, że Kacper ma brata.

Słyszeliście kiedyś o Matce Bożej Gidelskiej? Was wszystkich, którzy macie chore dzieci, zapraszam serdecznie , poczytajcie. My się do niej modlimy już trzy miesiące, Kacperek wypił buteleczkę gidelskiego wina. Mama przyśle następne. Czym więcej mija czasu tym bardziej liczę już tylko na cud. Dziś ksiądz poświęcił nam figurkę Matki Bożej z Gidel i zawierzył Kacperka pod jej szczególną opiekę. Bardziej liczę na takie uzdrowienie, niż to za sprawą Brazylii.

Kacperek dzisiaj jeździł w wózeczku dla lalek i próbował sie bawić pozytywką, tylko dlatego, że widział, że Kamilek się nią bawi.W parku był zupełnie bez energii (jego podstawowy problem - nie ma w sobie ikry, energii, chęci życia), musieliśmy go zmuszać aby spinał się po drabinkach.




Macie tu moich niedzielnych chłopaków:)


Smutno patrzeć na takie mnóstwo zdrowych dzieci biegających po parku i widzieć, że mój synek tak bardzo od nich odstaje. W domu jesteśmy już przyzwyczajeni, nie razi nas to aż tak, ale jak się gdzieś pójdzie pomiędzy zdrowe dzieci i porówna to tragedia.

Był tam dzisiaj chłopczyk w wieku Kacpra z zespołem Downa. Ładny, chorobę widać było nieznacznie po rysach twarzy. Łzy mi napłynęły do oczu gdy słyszałam jak pięknie rozmawiał ze swoją mamą.

Pisałam Wam o tym, że Kamilek miał się urodzić z zespołem Downa? Tak mi powiedzieli w trakcie ciąży, zaproponowali amniopunkcję, nie zgodziłam się. Do końca ciąży żyłam z tym ciężarem. Bałam się porodu i tego, że świat zawali mi się na nowo. Lekarze są tacy brutalni, poinformowali mnie o tym bez cienia emocji na twarzy proponując jednocześnie oddanie dziecka do jakiejś instytucji w New Jersey. Co za bezduszność.

Kamilek urodził się zdrowy.

Chcieliśmy zawsze więcej dzieci. Już nie. Za bardzo się boję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz